Jesień z Hankiem

Powoli końca dobiega sezon urlopowy, a wraz z nim wakacje od życia. Wielu z nas tkwi w korkach i wylewa z siebie siódme poty, z dziećmi na tylnym i współmałżonkami na przednim siedzeniu, ze skrzekliwym akompaniamentem klaksonów i jazgotem przetrawionych jak świąteczne pierogi szlagierów. Inni siedzą na swoich szczerzących się licznymi pęknięciami tapczanach i przy piwie medytują nad jałowością egzystencji. Inni poznają „prawdziwe oblicze” wakacyjnej miłości, albo dowiadują się, że rzuciła nas on/a dla opalonego/ej instruktora/ki rumby z osiedlowej szkoły tańca. Niektórzy żyją w dziwnej rzeczywistości, w której do pracy chodzi się z przyjemnością; dla nich nasze etatowe piekło przypomina kurort, a codzienna plujka i drożdżówka smakują jak mule z winem w nadmorskiej restauracji dla lemingów. Inni dowiadują się że czekają ich dłuższe wakacje, pomiędzy pośredniakiem a knajpą.

traffic-jam-688566_960_720

Wracając z urlopu czujemy się jak Al Bundy, albo Michal Douglas w filmie „Upadek”; brakuje tylko muchy, która w najgorszym momencie ugryzie nas w kark. Czytam „Listonosza” Charlesa Bukowskiego i myślę sobie, że to idealna lektura dla znużonych pracowników, wykonujących bezsensowne zajęcia za fikcyjną pensję. Bukowski całe życie imał się różnych prac; był pakowaczem, tragarzem, gazeciarzem, mieszkańcem najbardziej obskurnych pokoi w najbardziej zaniedbanych hotelach w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak jego literackie alter-ego Henry Chinaski (zwany Hankiem), nie wylewał za kołnierz i ganiał za spódniczkami. Jego pasją i czasami jedynym źródłem utrzymania było obstawianie na wyścigach konnych. Jego styl, wiele zawdzięczając Hemingway’owi, sprawia że dzieło autora „Komu bije dzwon” przypomina babciną czytankę. Książki Bukowskiego to mieszanina precyzji, kpiny i chropowatego jak trzydniowy zarost liryzmu, sowicie okraszona wulgaryzmami, i ociekająca brudną, zaniedbaną cielesnością. Po lekturze kilku stron czujecie się jakby Tom Waits i Iggy Pop gasili fajki w waszym mózgu. Albo jakby ktoś napełnił wasze żyły ekstraktem z whisky i melancholii. Jeśli chcecie złapać klimat, obejrzyjcie film „Ćma barowa” z Mickey’em Rourke’em (nakręcony w czasie kiedy Mickey jeszcze miał twarz). Choć nie oddaje on w pełni mocno nadpsutej atmosfery dzieł autora „Szmiry”, to stanowi dobre wprowadzenie dla niewtajemniczonych.

charles-bukowski-hulton-getty

„Listonosz” to reporterska niemal opowieść dokumentująca okres dwunastoletnich zmagań Bukowskiego z instytucją poczty. Zaczynał jako listonosz, później pracował przy segregowaniu przesyłek. Swojej roboty serdecznie nienawidził i wykorzystywał każdą okazję by się od niej migać. Był dumnym posiadaczem rekordowej kolekcji nagan, upomnień i wezwań. Ogrom wysiłku wkładany przezeń w miganie się od obowiązków zasługuje na prawdziwy szacunek. Jednocześnie powieść rejestruje znakomicie sposób działania instytucji publicznych w Stanach Zjednoczonych wczesnych lat powojnia, osobliwą mieszaninę instytucjonalnego terroru z niewydolnością. Czytając o wojskowym niemal reżimie, jakiemu podlegali urzędnicy pocztowi opisywani przez Bukowskiego, niektórzy z nas mogą we właściwym świetle ujrzeć swoje utyskiwania na złego szefa i nadgodziny.

postman-152505_960_720

Oczywiście Bukowskiego warto sobie dawkować, jak dobry trunek najlepiej działa w starannie wyważonych proporcjach. Z powieści warto jeszcze zajrzeć do „Z szynką raz” i „Kobiet”. Potrawą dla prawdziwych koneserów są wiersze, których napłodził zastraszającą ilość. Warto też ogłosić wrzesień z jego ponurym klimatem straconych szans, jego smutną nieodwołalnością, „Miesiącem Bukowskiego”. Ci z nas którzy czytali, na pewno podniosą rękę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *