LĘK I ODRAZA W SŁAWKOWIE*

Miałem zamiar napisać o Dniach Sławkowa… Pojechałem do tego czarownego miasta, aby na własne oczy przekonać się, czego oni nie mają, a co my mamy, co oni mają, a czego nam brak. Chciałem swoje marketingowe zmysły wyostrzyć do maksimum, tropić bezwzględnie gafy, niedociągnięcia i wady. Miałem zamiar z uwagą entomologa zgłębić kulisy lokalnego święta, aby później napiętnować na wasz użytek wszechobecną tam amatorszczyznę. Niestety z planów tych nic nie wyszło, bo na rzeczoną imprezę nie dotarłem, niczym Hunter S. Thomson na słynny wyścig motocyklowy. Może nie zabłądziłem aż do Las Vegas, lecz efemeryczna gra świateł połączona z amorficzną fazą stała się też moim udziałem. Wpadłem do jednego ze sławkowskich ogródków jak Alicja do króliczej nory. więcej