WIERZĘ WE WSZYSTKO CO ROBIĘ – GRZEGORZ DRYGAŁA (WYWIAD)

Grzegorz Drygała – Starszy specjalista ds. kina, czyli główny opiekun pałacowego Kina Kadr w wywiadzie, z którego dowiecie się jak Kadr zmienił się przez lata, jakie wyzwania stawiał na jego drodze los oraz o tym, co ambitne w kinematografii.

Olaf: Kino Kadr, którego jesteś opiekunem skończy 12 lat w październiku 2020 roku. Jak zmieniło się pałacowe kino przez te lata?

Grzegorz: 12 lat, czyli dokładnie tyle ile pracuję w Pałacu Kultury Zagłębia. Kadr zmienił się w tym czasie bardzo mocno. Wciąż się zmienia, zmieniają się także jego widzowie i zmieniam się ja. Nie od samego początku czułem się „kiniarzem”. A było to tak…
Zaczęło się od remontu sali, w której kiedyś funkcjonował DKZ Kadr i AKF Zagłębie. Sala była śliczna, ale stara z drewnianymi siedziskami, bez kabiny kinooperatora, z tablicą, jakimś ekranem i prawdopodobnie projektorem „szesnastką”. W 2007 roku z inicjatywy Mariusza Tarnowskiego i przy pomocy kolegów z działu technicznego (Arek Głąb, Krzysiek Gas, Krystian Kania, Leszek Lechiewicz, Kamil Tejs, Jarek Wiącek, Mati Janczur, śp. Olek Oczkowski) wykonano nowe wylewki, położono wykładzinę, postawiono kabinę i zamontowano projektor 35 mm – Meopta Meo5XB oraz podajnik taśmy itd. z dofinansowania PISF (podziękowania dla Gosi Gębczyńskiej) zakupiono 88 foteli, które funkcjonują do dziś.
W Sali Teatralnej był podobny projektor i – podobnie jak dziś – graliśmy tam okazjonalnie. Ferie to był prawdziwy szał – codziennie przez dwa tygodnie po 700 dzieci na parterze i balkonie.
Oficjalnie kino wystartowało 16 października 2007 roku i do dziś gra niemal codziennie. W końcu na horyzoncie pojawiło się widmo cyfryzacji i remont PKZ. W 2010 roku razem z Marcinem Skorkiem udało się zrobić Akademię Filmową, kilka seansów edukacyjnych.

« z 3 »

Już rok później była u nas KinoSzkoła i Letnie Kino Plenerowe – kupiliśmy ekran, pożyczyliśmy rzutnik i tak już poszło. Cały czas doposażamy kino, wymieniamy sprzęt, a wciąż jest nam mało. Wtedy, w 2011 roku, wdarł się nagle i bez kompromisów remont budynku. Musieliśmy spadać, zamknąć kino.
Mariusz znalazł budynek na ul. Wojska Polskiego z salą gimnastyczną. Ja tego nie widziałem, to była jakaś lipa, przez głowę przemykała nawet opcja remontu byłego kina Ars. A jednak – sala gimnastyczna dzięki majstrom z wymiennika i sceny zaistniała jako sala kinowa, a ja szybko zmieniłem zdanie na jej temat. Najlepszy w tym wszystkim był chyba transport, cały PKZ został przywieziony dwoma furgonetkami, co trwało chyba przez miesiąc.
To co zostało zrobione w zastępczej siedzibie, to był cud. Wniesienie projektora 35 mm do takiej kanciapy wiązało się z jego dźwiganiem i demontażem barierek. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak on tam wszedł.
W tym czasie udało się też kupić fajny rzutnik multimedialny, mogliśmy grać z płyt, ale to doraźne ratowanie sytuacji niszowymi produkcjami. Kino bez premier traci widza, do tego ta siedziba zastępcza… Robiliśmy warsztaty filmowe, różne akcje i projekty, np. „Usłysz film” razem z Marcinem Skorkiem i Tomkiem Banasikiem. Dostaliśmy wtedy pieniądze z Akademii Orange na seanse z audio-deskrypcją, którą robiliśmy na żywo.
W każdym razie zostali nam tylko nasi najbardziej wytrwali widzowie, a ja z niemałym przerażeniem uczestniczyłem w spotkaniach branży kinowej. Znów powróciło widmo cyfryzacji. To było być albo nie być. Skąd wziąć pieniądze? Kto przyzna dofinansowanie dla sali tymczasowej? Ale się udało. Połowa z PISF, połowa z budżetu PKZ. To był bardzo duży kredyt zaufania.

fot. Marek Wesołowski

Na jesień 2014 roku wróciliśmy do PKZ. Mieliśmy wtedy już nową stronę internetową, system biletowy i sprzedaż biletów online. Było już tylko lepiej. Więcej premier, więcej wydarzeń, więcej widzów. W 2018, znów przy wsparciu PISF, zakupiliśmy projektor na Salę Teatralną, odzyskując tym samym drugą salę projekcyjną.

Olaf: Zmienił się wygląd i sprzęt, a jak zmieniła się praca?

Grzegorz: Nie da się pracować samemu. Jeszcze podczas remontu do zespołu dołączył Sebastian Witas – wtedy zupełnie „zielony”, dziś jest moją ostoją techniczną. Kamila Szwarc, Marcin Nowakowicz, Tadek Gil i dziewczyny z kasy – Danuta Romańska i Małgorzata Leszczyńska, przez wiele lat Dorota Dowchań – wszyscy wkładają swoją cegiełkę do kina .

Sebastian Witas / Kamila Szwarc fot. Marek Wesołowski

Praca kinooperatora to dziś głównie obsługa komputera. Film przyjeżdża na dysku albo jest pobierany z serwerów. Kiedyś to była paczka z taśmą o wadze 30 kg! Filmy kurowały między kinami. Stało się z taką „paczuszką” w rękach, w śniegu, na dworcu, żeby przekazać dalej. Czasami też film „uciekł” pociągiem albo PKS i trzeba go było gonić samochodem. Ale współczesna wygoda też ma swoje minusy – jak coś się zepsuje to bez serwisu się nie obędzie.

Olaf: Publiczność też się zmieniła?

Grzegorz: Rocznie gramy ponad 700 seansów, salę odwiedza blisko 23 tyś. widzów, a zaczynaliśmy od 2 tyś. Mamy naprawdę sporą grupę odbiorców, którzy po prostu lubią do nas przychodzić. Są tacy, którzy tęsknią za samotnością na kinowej sali. Są też tacy, którzy odkrywają nasze kino i są zdziwieni, że jest tak kameralnie. I że można oglądać film bez popcornu. Publiczność dojrzewa z naszym kinem jak dobre wino, więc będzie tylko lepiej.

Olaf: Czym kierujesz się przy wyborze filmów do kina?

Grzegorz: Rynek jest nieubłagany, kalendarz premier to wariactwo – dni w roku brakuje, żeby wszystko zagrać. Musimy też spełniać określone normy, bo jesteśmy w Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych oraz w Sieci Polskich Kin Cyfrowych. Przyznaję, że trochę wybrzydzam przy wyborze filmów. Czasami ryzykuję, czasami zdaję się na swoją intuicję, czasami konsultuję się z kolegami i koleżankami.

Olaf: Kino ambitne, to dla Ciebie…

Grzegorz: Gutek Film przed filmami pokazuje spot z nazwiskami reżyserów – taka esencja świetnego kina. „Kafarnaum” rozłożyło mnie emocjonalnie i po prostu płakałem. Polecam też: „W kręgu”, „Melancholia”, „Tuż po weselu”, „Delicatessen”, „Guzikowcy”, „Ogród”, „Underground”, „Skrzat”, „Kontrolerzy”, „Mały Otik”, „400 batów”. Jest tego naprawdę dużo.

fot. Marek Wesołowski

Olaf: Co oznacza dla Ciebie tytuł „Tytana Pracy”, który wielokrotnie otrzymałeś w związku z projektem KinoSzkoła?

Grzegorz: To miłe, że ktoś zauważa i docenia, choćby symbolicznie, pracę koordynatora, bo taka jest moja rola w tym programie. Wierzę we wszystko co robię i w każdy projekt wkładam serce i wiedzę. Trzeba też wyraźnie zaznaczyć, że nagrodę wymyślili twórcy KinoSzkoły, czyli Asia Zabłocka-Skorek i Marcin Skorek. Dziękuję im za to, że stworzyli tak dobry program, i mnie do niego zaprosili, i jeszcze mi przyznają nagrody. Udało się zbudować naprawdę fajne relacje z prelegentami, nauczycielami i pedagogami, co spowodowało, że jesteśmy kinem wiodącym na skalę kraju w liczbie zajęć edukacyjnych w ciągu roku. To około 200 zajęć i 11 tyś. uczestników, od przedszkolaka do seniora. I to oni są w tym najważniejsi. W tym roku do naszego zespołu dołączyła Kamila i liczę, że wkrótce też dołączy do „Tytanów”.

Olaf: Kino Kadr jest współorganizatorem konkursu „Mój pomysł na film”, a jaki Ty miałbyś pomysł na film?

Grzegorz: Gdybym to wiedział, to prawdopodobnie zamiast pracować w PKZ, siedziałbym na jakimś planie filmowym i być może odbierał nie „Tytana Pracy”, ale jakieś Lwy lub Niedźwiedzie.

Olaf: Z czego jesteś najbardziej dumny, jeśli chodzi o życie zawodowe?

Grzegorz: Z tego, że na Facebooku mamy 5 gwiazdek, a na Google 4,7. Oczywiście to żart, choć to też jest ważne. A bardziej poważnie nie odczuwam żadnej dumy, ale jestem zadowolony z tego, że udało się zbudować całkiem fajne miejsce, które daje ludziom możliwość przeżywania emocji i tworzy nowe więzi, a do tego edukuje. No i z tego, że wreszcie czuję się „kiniarzem”.

fot. Marek Wesołowski

2 Komentarze

  1. Niedawno „odkryłem” Kino Kadr.
    Byłem na 5 z 8 seansów Klasyki kina czeskiego.
    Ależ mało koneserów było na sali.
    Potem kino jazz.
    Zawsze w miesiącu znajduję coś interesującego dla siebie.
    I te niezwykłe filmy studyjne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *