WYBRAĆ CODZIENNOŚĆ – RECENZJA FILMU PATERSON

Codzienność wielu z nas to upiorna szamotanina w potrzasku rytuału. Trudno nam znieść niewolę kiepsko płatnej pracy, przymus płacenia rachunków i podtrzymywania stosunków towarzyskich. Poranna pielgrzymka do sklepu po fajki i coś do zjedzenia wydaje się próbą ponad siły, podobnie jak ciągnące się w nieskończoność kolejki, obmierzły fetor ukochanych bliźnich napierających na nas przy wejściu do supermarketu czy w autobusie, pusty polor jednorazowych produktów wypełniających oświetlone jak świąteczna choinka wystawy. Sam pomysł, aby czerpać radość i satysfakcję z tego kołowrotu wydaje się niedorzeczny. Po cichu podziwiamy anonimowych herosów, którzy z radością godzą się na ponury los niewolników rutyny. My, skazani na wieczne potępienie, szukamy tylko tymczasowych dróg ucieczki. Jedną z nich może być sztuka.

Tym z nas, którzy cierpią w piekle powszedniej nudy, warto polecić filmy Jima Jarmuscha. Reżyser ma na swoim koncie arcydzieła takie jak Nieustające wakacje, Truposz czy Poza prawem. Jego fani doskonale znają leniwy klimat pozbawionych konkluzji rozmów w zadymionych knajpach, przedłużane poza granice wytrzymałości sceny, bohaterów oscylujących między artystyczną bohemą a półświatkiem. Obrazy Jarmuscha to niezrównana apologia codzienności w całym jej bezkształcie i prozaiczności. Nikt z takim pietyzmem jak amerykański mistrz nie potrafi ukazać na ekranie marnowania czasu podczas sennego popołudnia, nikt nie potrafi nadać takiego znaczenia chwilom krępującej ciszy. Po obejrzeniu któregokolwiek z jego filmów trudno nie dostrzegać magii w piciu kawy w zadymionym pubie, czy bezcelowym włóczeniu się przez zapuszczone przedmieścia. Jeśli dałeś się uwieść osobliwej poetyce będącej sygnaturą Jarmuscha, na pewno przypadnie ci do gustu jego ostatnie dzieło Paterson.

Tytuł jest bezpośrednim nawiązaniem do poematu Williama Carlosa Williamsa Paterson, będącego hymnem na cześć miasta o tej nazwie. Jest to również nazwisko głównego bohatera, kierowcy autobusu, tydzień z życia którego śledzimy na ekranie. Paterson prowadzi nad wyraz uporządkowaną egzystencję, ma dziewczynę i psa, jego żywot wypełniają powtarzane w nieskończoność rytuały: pobudka o szóstej, ta sama zawsze droga do pracy, wieczorna wizyta w barze. Wydawało by się że trudno wyobrazić sobie coś bardziej trywialnego niż takie pełzanie z dnia na dzień w uścisku nawyku. Jednak nie należy dać się zwieść. Paterson jest bowiem osobnikiem ze wszech miar niezwykłym; to poeta, w każdej wolnej chwili zapełniający karty swojego notatnika niewątpliwej urody wersami.

Momenty, w których Paterson pisze są najbardziej magiczne w całym filmie: widz ma okazję wejść w intymny wszechświat bohatera. Zresztą autorem czytanych monotonnym głosem grającego główną rolę Adama Drivera tekstów jest znany amerykański twórca Ron Padgett, który napisał te utwory specjalnie na potrzeby filmu. Cichym patronem pozostaje tutaj wspomniany wcześniej Williams, który był odpowiedzialny za zwrot poezji nowoczesnej w kierunku życia codziennego. Takie są zresztą dzieła Patersona, wypełnione pozornie nieistotnymi detalami jak napis na pudełku zapałek, czy sposób w jaki głowa jego ukochanej układa się na poduszce. Poetycka jest również tekstura filmu; każdy kadr wydaje się osobnym dziełem sztuki, plastycznym i niezwykle wysmakowanym. Paterson to rodzaj półtoragodzinnej medytacji, uwodzącej nas swoim powolnym rytmem. Podczas oglądania zapominamy o braku akcji, nie odstraszają nas dłużyzny czy ostentacyjny brak efektowności. W pełni akceptujemy reguły niespiesznej podróży po marginesach powszedniości, do jakiej zostajemy zaproszeni.

Paterson dedykowana jest wszystkim tym, dla których chwila przebudzenia jest niedającym się znieść koszmarem, którzy wyklinają ponure fatum każące nam powielać dzień po dniu te same gesty. Dzięki Jarmuschowi mamy okazję na nowo pokochać nasze niezborne, pozbawione pointy i efemeryczne życie. Kto wie, może na jaki skazuje nas powszedniość nie jest zmorą, ale innym rodzajem porządku? Miejmy nadzieję. Film zasługuje na ocenę 10/10 punktów.

Autor: Grzegorz Marcinkowski

This entry was posted in Bez kategorii. Bookmark the permalink.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *