WYWIAD ZE ZDOBYWCĄ WULKANÓW – GRZEGORZEM GAWLIKIEM

Człowiek, który zwiedził 6 kontynentów i kilkadziesiąt państw. Pokonał milion kilometrów. W trakcie swoich podróży kilkanaście razy ocierał się o śmierć, niszcząc przy tym kilkadziesiąt aparatów i mniej więcej tyle samo par butów. Grzegorz Gawlik – zdobywca wulkanów, po 11 latach jest na półmetku swojego projektu „100 wulkanów”. Specjalnie dla Was odpowiedział na kilka pytań, stanowiących tylko przedsmak tego, co opowie w trakcie spotkania w Kinie KADR 13 października o 19.00. Rozmowę prowadzi Lafik.

Lafik: Jakie to uczucie, być legendą? Być osobą, która dokonała czegoś wyjątkowego, być jednym na 7,2 miliarda ludzi na ziemi?

Grzegorz: Ale rozpocząłeś naszą rozmowę :). Nigdy mi do głowy nie przyszło, że mógłbym być legendą. Prawdą jest jednak, że chodzi mi o coś więcej niż prywatne sukcesy. Robić coś jako pierwszy człowiek, jeden z pierwszych albo pierwszy Polak – bardzo mnie to kręci. Wulkany, które są dosyć słabo zbadane, dają taką możliwość. Jest to trudne, niebezpieczne i kosztowne, ale warte późniejszej satysfakcji.

buty-po-wulkanach-wulkany-niszcza-wszystko

Lafik: Jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda z wulkanami?

Grzegorz: Zawsze mnie fascynowały, bo były tak daleko, tak nieosiągalne. Od lat najmłodszych kolekcjonowałem minerały, odwiedzałem hałdy, przypominające troszkę wulkany. Bardzo interesowały mnie skały wulkaniczne i minerały się w nich znajdujące. Nie wiedziałem jak i kiedy, ale byłem przekonany, że nieosiągalne stanie się możliwe. I od ponad 10 lat duża część mojej działalności poświęcona jest wulkanom, ku mojej wielkiej radości.

Lafik: Czujesz się spełniony w życiu? Co oprócz zdobywania wulkanów jest dla Ciebie ważne?

Grzegorz: Na obecnym etapie mojego życia czuję się spełniony. Nic nie odkładam na później i nie ma że się czegoś nie da. Wszystko co do tej pory chciałem, osiągnąłem. A ważne jest dla mnie poczucie szczęścia. Wszystko co robię jest na to ukierunkowane, podróże, w tym wulkany, są istotne w tym poczuciu.

ojos-del-salado-6500m

Lafik: Do tej pory zdobyłeś połowę, z założonych 100 wulkanów. Który z nich sprawił Ci największą trudność?

Grzegorz: Każdy wymagał jakiegoś wysiłku. Każdy jest szczególny. Lecz wspomnę o wulkanie Popocatepetl w Meksyku 5424m. Zdobywałem go podczas trwającej erupcji, która charakteryzowała się większymi i mniejszymi wybuchami. Do tego w nocy, trudną drogą, bez oświetlenia. Na wierzchołek dotarłem o świcie. Nie znalazłem informacji, by jakikolwiek Polak był tam przede mną, a i innych śmiałków było w całej historii niewielu. Wiedziałem, że każdy większy wybuch zmiecie mnie z powierzchni ziemi i może wydarzyć się w każdej sekundzie. Spędziłem tam sporo czasu, ze świadomością, że moje życie jest w rękach Popocatepetl. Fantastyczne przeżycie.

Lafik: Opisz proszę najgroźniejszą sytuację, jaka Cię spotkała. Zdarzyło Ci się być na milimetry od śmierci?

Grzegorz: Straciłem trochę poczucie tego co jest groźne. To codzienność mojej działalności. Wpadałem do szczelin lodowcowych, zlatywałem z lawinami, czy oblodzonymi żlebami. Wpadałem do kraterów. Miałem bliskie kontakty z piorunami. Na aktywnych wulkanach często poruszam się tam, gdzie nie ma atmosfery do oddychania. Przy życiu trzyma mnie tylko maska przeciwgazowa, bo wulkaniczne gazy są trujące. Wędrówki po dnie kraterów aktywnych wulkanów, które mogą w każdej chwili wybuchnąć. Przechadzanie się pomiędzy wyziewami wulkanicznymi mającymi po kilkaset stopni Celsjusza. Porywały mnie rzeki lodowcowe. Spotykałem śmiertelnie groźne węże, pająki, skorpiony. Takież  meduzy i krokodyle, piranie. Ataki dzikich zwierząt. Huraganowe wiatry, burze i rozwalony namiot na ponad 6000 metrów. Wędrówki podczas skrajnie trudnych warunków atmosferycznych, gdy nie widziałem końcówki swojej ręki, a wkoło przepaście. Kilku-dziesięciostopniowe mrozy, brak tlenu w powietrzu. Słońce, które pali skórę i ślepota śnieżna. Brak wody przez kilka dni. Przebywanie w tropikalnych regionach, gdzie pełno śmiertelnie niebezpiecznych wirusów i bakterii. Tajfuny, powodzie, osunięcia ziemi. Wypadki pontonu na rzekach, nieplanowane upadki z progów wodospadów. Wiry wodne, wielometrowe fale oceaniczne, które jak przygniotą człowieka do dna, nie chcą puścić. Walące się stropy w jaskiniach wulkanicznych. Do tego takie drobiazgi, jak potrącenia przez pociąg, mnie albo samochodu, wypadki samochodowe, autobusowe, pola minowe, parę razy celowano we mnie bronią, kilka razy napadnięto. Spawane samoloty i awaryjne lądowania. Czasami jakaś bomba wybuchająca w moim pobliżu. I jeszcze parę by się znalazło. Pamiętaj, że tam gdzie działam jestem zwykle sam i nikt mi nie pomoże. Czy przeżyję czy nie zależy tylko ode mnie. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że  ciągle jestem cały i zdrowy.

atakama-chile

Lafik: Zarówno jak wchodzisz na wulkan, tak i gdy z niego schodzisz towarzyszą Ci emocje – czym się od siebie różnią?

Grzegorz: Częściej skrajne zmęczenie, emocje przychodzą później. Jest jeden moment, który za każdym razem robi na mnie niesamowite wrażenie. Gdy wspinam się na wulkan i widzę, jak z niego się dymi. Jego niezwykłą siłę. Strasznie mnie ciągnie do zjawisk aktywności wulkanicznej i taki obrazek dodaje mi mnóstwo energii. Adrenalina, niepewność co się może wydarzyć za chwilę, podniecenie.

Lafik: Zdarzyło Ci się wrzucić coś do wulkanu? Jeśli tak to co?

Grzegorz: Siebie. Kilka razy niechcący wpadłem do krateru, za sprawą kruchych i niestabilnych skał. Na szczęście w środku nie było płynnej lawy, a i mnie nic poważnego jakimś cudem się nie stało.

004-indoenzja-wulkan-anak-krakatau

Lafik: Czego byś nigdy nie zrobił w swoim życiu? Jakiej rzeczy się nie podjął?

Grzegorz: Zakładam, że pytasz o moją pasję podróżniczą :). Po chwili zastanowienia stwierdzam, że podjąłbym się wszystkiego. Jestem żądny przygód.

053-kilimanjaro

Autor: Olaf Otwinowski

Foto.: Grzegorz Gawlik.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *