Daaawno, dawno temu, w południowej Polsce, za lasem sosnowym, nad Czarną i Białą Przemszą, było sobie miasto… niezwykłe miasto. W swoim herbie miało orła, młot i żołędzie. Jego mieszkańcy cieszyli się trudnym, aczkolwiek dość spokojnym życiem, którego czas liczyli w kroplach potu, potu przelanego nad palącym w oczy żelazem i czerniącym skórę węglem. Tym miastem była Dąbrowa Górnicza. To właśnie tam mieszkał Bronek – kilkunastoletni chłopiec, na pozór niewyróżniający się z tłumu. Jednak pod warstwą błota na twarzy i czarnego pyłu na rękach krył się chłopiec o dość ostrych rysach, zielonych oczach i niezwykle urokliwym uśmiechu. Podobnie jak reszta młodych dąbrowian, wychowywał się na zabawie wśród pni wielkich dębów, pod szarawym od dymu zagłębiowskim niebem.
Bronek był synem hutnika, choć sam marzył o tym, by zostać górnikiem. Od zawsze fascynowała go ta czarna skała, mieniąca się w promieniach słońca, kiedy obracał ją w dłoni. Bardzo często podziwiał dorosłych mężczyzn, wychodzących z Kopalni „Paryż” i zastanawiał się kim tak naprawdę są czarne postacie z białymi, jak śnieg oczyma. Widział w nich wielki wysiłek, którego dziwnie im zazdrościł… Dlatego też, wbrew prośbom ojca postanowił podjąć naukę w „Sztygarce”- Szkole Górniczej.
Bronek lubił spędzać czas samotnie, przechadzając się wśród zieleni i bujając głową w obłokach. Do dnia, gdy stanął w obronie chłopca, któremu starsi i więksi „koledzy” próbowali odebrać zebrane w sadzie jabłka. Bronek bez żadnego wahania wziął rozbieg i z impetem uderzył jednego z hultajów głową w brzuch, po czym wziął za rękę chłopca i gubiąc jabłka po drodze, uciekli w głąb zagajnika. Od tej pamiętnej chwili, zrodziła się między nimi przyjaźń. Bronek niczym starszy brat już zawsze miał pod opieką Michała – bo takie imię nosił młodszy smakosz jabłek. Byli nierozłączni, pomimo iż Michał chorował na dziwną chorobę, której nazwy nigdy nie potrafił wymówić. Powodowała trudności w chodzeniu, dlatego też Bronek chętnie służył przyjacielowi pomocą.
Chłopcy spędzali ze sobą każdą, wolną od szkoły chwilę. Kiedy tylko w „Sztygarce” rozbrzmiewał ostatni dzwonek, a Michał kończył lekcje gry na skrzypcach, obaj spotykali się na jednym z dąbrowskich pagórków, na którym obierali kolejny cel swoich wędrówek.
Ich ulubionym zajęciem było wspólne łowienie ryb i pływanie żaglówką po miejscowym jeziorze.
Jednak lata spędzone razem wkrótce miały dobiec końca. Przez swoją chorobę Michał nie mógł liczyć, że za parę lat podobnie jak Bronek, znajdzie zatrudnienie w kopali lub Hucie Bankowej, dlatego matka postanowiła wysłać go do Warszawy, gdzie pobierał dalszą edukację w jednej ze szkół muzycznych. Bronek został sam. Tęsknota za przyjacielem sprawiała, że każdy dzień wydawał się identyczny jak poprzedni… monotonne obrazki rodzinnego domu sprawiały, że coraz częściej popadał w głęboką zadumę.
Jedynie widok żagli trzepoczących na wietrze, przypominał mu radosne zabawy w piratów, kiedy to wraz z Michałem przywdziewali opaski na oczy w postaci liści, a do pasa przywiązywali naostrzone kijki, mające stanowić ich oręż. W głowie nadal miał grymas twarzy młodszego kompana, który pieklił się za każdym razem, gdy Bronek nazywał go „majtkiem”.
Bronek wydoroślał, ukończył szkołę i przyjął się do tej samej kopalni, w której pracowali podziwiani przez niego górnicy z dzieciństwa. Pewnego dnia, wracając po szychcie, ujrzał przepiękną dziewczynę. Miała jasne, długie, lekko kręcone włosy i błękitny kolor oczu – co nadawało jej jeszcze bardziej anielskiej urody. Na sam jej widok serce zaczęło mu mocniej bić w umięśnionej piersi, a na policzkach pojawił się rumieniec zauroczenia… Ahhh Danusia… Bardzo często ją widywał. Zazwyczaj z siostrą, wracające razem z pobliskiego targowiska z tobołkami pełnymi chleba i warzyw.
W końcu, po swojej pierwszej Barbórce, Bronek zebrał się na odwagę i z błyskiem w oku zagadał do Danusi. Możecie wierzyć lub nie, ale była to miłość od pierwszego wejrzenia. Chodzili razem na spacery, pływali łódką po rzece, patrzyli na siebie w blasku wieczornego ogniska, a romantyczne chwile szybko zaowocowały ślubem i gromadką roześmianych pociech latających po domu.
W życiu Bronka nastało szczęście i tylko na myśl o dawnym przyjacielu popadał w znaną tylko jemu zadumę. Nigdy już nie spotkał Michała, jednak usłyszał o nim tuż po wojnie, w 1964 roku… kiedy to podczas Warszawskiej Jesieni gościem był sławny, polski kompozytor – Michał Spisak.
THE END
I tak skończyła się bajka autorstwa Olaf Otwinowskiego, zainspirowana ręcznymi malunkami na kaflach w pałacowych salach Agory. Jeśli macie ochotę, opowiedzcie tę krótką historię swoim pociechom. Historię o ich mieście, które w tym roku obchodzi swoje 100-lecie.