W ostatni weekend maja minęła nieoficjalna 100. rocznica nadania Dąbrowie Górniczej praw miejskich (oficjalna przypada na 18 sierpnia).
Z okazji tego święta Urząd Miasta wraz z Pałacem Kultury Zagłębia przygotował dla mieszkańców Zagłębia 3-dniowy festiwal muzyczny – bo inaczej nie nazwę tych 3 wspaniałych dni w Parku Hallera. Pomimo niepewnej aury pogodowej oraz niespodzianki w formie dwóch wesołych miasteczek, udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Na frekwencję wśród mieszkańców nie można było narzekać – Jedni spacerowali wśród stoisk, drudzy kosztowali złociste trunki, najmłodsi ujeżdżali kuce i stalowe karuzele, jeszcze inni bawili się pod sceną, lecz najważniejsze, że wszyscy czynnie brali udział w obchodach miejskiego święta – za co muchas gracias!
Wszystko zaczęło się w piątek (jak zawsze) 27 maja od prób zespołów. Już po samym strojeniu i dogrywaniu części technicznej można było się domyślić, że szykują się prawdziwe OSTRE BRZMIENIA. Piękna pogoda, żar z nieba pora zaczynać…
Wybiła godzina 16:00. Na scenę wychodzą pierwsi laureaci konkursu „100-tka i gra muzyka!” – zespół ProAge. To oni otrzymali 4982 głosy od mieszkańców Dąbrowy i okolic, i to właśnie oni zwolnili rockowy hamulec, wprawiając w ruch wielką, muzyczną machinę. Nagle „w głowie spin, jak diabelski młyn i gwałtowny odrzut głowy” wywołany pierwszym i chyba najbardziej znanym utworem „Życie na wynos”. Klimatu dopełniły piosenki „Podglądacz” oraz „Charon”. Słyszałem ich dokładnie rok temu i muszę przyznać, że pomimo średniej średniej wieku 🙂 Mariusz Filosek, Arek Grybek, Marcin Kosakowski, Tomek Papiernik i Paweł Drobniewski tworzą coraz bardziej rasową muzykę.
Wskazówka obrotów weszła na czerwone pole, dlatego po pierwszym wykonie wrzuciliśmy na luz, poznając zwycięzców fotokonkursu „Blisko wody”, zorganizowanego przez Dąbrowskie Wodociągu Sp. z o.o. Głównymi zwycięzcami zostali: Zbigniew Makulski (I miejsce), Marcin Wróblewski
(II miejsce) oraz Krzysztof Paterek (III miejsce). Była to jednak tylko 15-minutowa przerwa przed wbiciem kolejnego biegu!
Bez zbędnych ceremoniałów na deski wchodzi grupa, która na „100-tkę” miała 5027 głosów! Po nazwie można się spodziewać, że zostaną przekroczone pewne granice… i tak się stało. Chłopaki z Transgresji wznowili wysokie obroty, wykonując pierwszy utwór „Połamany”. Stojąc pod sceną poczułem, jak „łamię się na dwie równe części„. Moje serce chciało bić swoim rytmem, jednak dźwięk z przyscenicznych głośników wymuszał na nim zupełnie inne, alternatywne, metalowe tempo. Uczucie to musiało udzielić się również ludziom zwiedzającym budki z hot-dogami w Parku Hallera, bo w krótkim czasie zaczęło przybywać publiczności. W wykonaniu Transgresji – Pawła Gładysza, Mateusza Kołodziejczyka, Marcina Buli i Rajmunda Borka – usłyszeliśmy jeszcze m.in. „Lód” oraz „Ludzi atomów masowej destrukcji”.
Do całkowitej destrukcji brakowało jeszcze kilku zespołów. Dlatego przed pierwszą z gwiazd odpalony został będziński podtlenek azotu – energiczne połączenie melodyjnego rocka z progmetalem, czyli… Animate! Sebastian Jezierski, Przemek Skrzypiec, Marcin Trela i Robert Niemiec. Na pierwszy rzut oka czterech gości o całkowicie różnym image’u. Pierwszą myślą, gdy zobaczyłem wokalistę było „ale ta Eurowizja zniszczyła Michała” – bo trzeba przyznać, że gościnny frontman Robert „Robin” Niemiec oprócz bardzo długich herów, ma również bardzo szeroką skalę głosu. Jednak niech nie zwiedzie Was ich wygląd, razem stworzyli spójną dawkę mocnego grania.
To właśnie Animate wygrał konkurs „100-tka i gra muzyka!” wynikiem 6986 głosów! Nie wspominając już o ogniu piekielnym ze sceny, w trakcie pierwszego dnia DDG 2016. Utwory „Back to cold”, „Force Gravity” czy cover zespołu RUSH „Animate” można rzec… spolaryzowały, uwrażliwiły, ucywilizowały, zrównoważyły i ożywiły atmosferę w parku (fani zespołu Rush, będą wiedzieć o co kaman).
Wybiła godzina 19.00. Widownia rozgrzana, sprzęt ustawiony i podpięty, więc wychodzi pierwsza z gwiazd – zespół Lao Che – czyli Mariusz Denst, Maciej Dzierżanowski, Hubert Dobaczewski, Filip Różański, Michał Jastrzębski i Rafał Borycki!
Ciekawostka: (Lao Che – chiński milioner, negatywna postać z filmu Indiana Jones i Świątynia Zagłady. Właściciel linii lotniczych, który w 1999 roku przekonał byłych członków zespołu Koli, by w Płocku założyli nowy zespół crossoverowy, a jego nazwą będzie jego ksywa 😉 tajemnica powstania kapeli rozwikłana)
Ogółem klasa sama w sobie. „Obiecali nam opium”, dlatego za sprawą piosenki „Dym” rozerwali nam membrany, a z uszu został popiół… choć po co mi uszy, skoro chwilę potem ich manewry były nazbyt brawurowe i dla utworu „Życie jest jak tramwaj” straciłem głowę. Lao Che udowodniło, że bawiąc się słowem oraz muzyką można przekazywać poważne wartości i przypominać ważne historie.„Wojenka” rozbrzmiała między alejkami, przyprawiając o dreszcze – publiczność oszalała „Ja Wisła! Ja Wisła!” . Wykonanie na żywo tych i reszty utworów sprawiło, że umarłem… i myślałem, że będę chodził zabity, jednak o godzinie 21.00 na scenę weszła legenda, główna gwiazda, jak za sprawą Macieja wróżbity.
T.LOVE! T.LOVE! T.LOVE! – dąbrowscy fani nie mogli się doczekać wyjścia zespołu na scenę. Nikt nie wiedział, że opóźnienie spowodowane było przez Lafika, który w tym czasie przeprowadzał wywiad z Muńkiem. Drobna, kilkuminutowa obsuwa… jednak kiedy już wparowali na scenę, rozentuzjazmowany tłum śpiewał wraz z zespołem ich największe hity, jak i utwory z nadchodzącej płyty zatytułowanej „T.Love”. Nieważne, że nikt nie trzymał tonacji i nie ćwiczył gam nowej (???) demokracji, bo Muniek, Sidney, Tom, Michał, Paweł i Janek pokazali ile poweru w nich drzemie i to już od 34 lat! I pomyśleć, że zaczynali w stanie wojennym, kiedy w jednym z łódzkich garaży odbywali pierwsze próby. „Drugi strong, trzeci strong”, a tych strongów było dużo… oczywiście w formie utworów… oczywiście 🙂 „Ajrisz”, „King” i inne, które rozbujały Dąbrowę na kolejne dwa dni.
Tuż przed nową piosenką „Moi rodzice”, która moim zdaniem zastąpi „Cudownych rodziców mam” na wszystkich polskich weselach, Muniek pomógł odnaleźć rodziców małemu, zgubionemu Zbysiowi. Chłopca w trakcie chwilowego sieroctwa wziął pod swoje skrzydła zespół Animate i to właśnie dzięki nim wszystko zakończyło się Happy Endem.
Sobota 28 maja – Nadejszła sobota 🙂 Niektórych zapewne trzymał piątkowy „hangover”, a już o 15.00 trzeba było być w Parku, by zdążyć na popis pozostałych laureatów konkursu „100-tka i gra muzyka!”. Parkując obok sceny, otwierając drzwi od swojego niebieskiego bolidu, usłyszałem ciężkie brzmienie perkusji… werbel i stopa wdzierały się wgłąb duszy. Zaraz potem wtórować im zaczęły ostre jak brzytwa gitary… myślę sobie „to muszą być oni”. Zanim jednak potwierdziłem swoje przypuszczenia, moim oczom ukazał się obraz ciemnych chmur nad Dąbrową Górniczą oraz tłumu fanek Dawida Kwiatkowskiego.
Dzień wcześniej od członków Transgresji usłyszałem pochwalne opinie na temat licealistów z Dąbrowy Górniczej. To właśnie oni grali o godzinie 15.00, dzięki 3985 głosom, jakie uzyskali we wspomnianym plebiscycie. Sycamore Tree! Jeśli ktoś o nich nie słyszał, to zapewne usłyszy. Są młodzi, mają w składzie 2 pary męskich bliźniaków (choć jedna para nie jest do siebie podobna) i wymiatają! Podszedłem jak najbliżej sceny i nagle usłyszałem złowrogi riff kawałka „Heritage”. Szczena opadła, a włosy na rękach stanęły dęba. Te solówki na Epiphonie w wykonaniu Aleksandra Jaworskiego, ten wokal prosto z trzewi Radka Zycha, gra Wojciecha Jaworskiego oraz Kamila i Karola Fujarskich zasługuje na uznanie. Co udowodniły oklaski z przyscenicznej płyty. Chapeau bas! Chłopaki wykonali również inne autorskie utwory jak: „Rozliczenie”, „Lost” i „Mask become a face”.
Po nich przyszła pora na zagłębiowską, thrashową klasykę. Aaaaaa! Zapomniałem wspomnieć, że sobotni koncert nosił nazwę MUZYKA ŁĄCZY POKOLENIA. Teraz wyobraźcie sobie miny nastoletnich groupies Dawida Kwiatkowskiego, kiedy sceną zawładnął sosnowiecki Iscariota. Jakie to piękne… zderzenie dwóch światów… prawdziwe łączenie pokoleń 😀 aż się łezka w oku kręci. Iscariota nauczył tego dnia niejedną młodą duszyczkę, co to znaczy ciężka muzyka! Każdy spodziewał się utworów z gatunku thrash/power metal i dokładnie tego doświadczyła publiczność w Parku Hallera! Piotr Piecak – dawniej na bębnach, teraz ostrzem swego głosu przeszywał każdego w promieniu 200 metrów.
Dominik Durlik, Piotr Zapart, Tomasz 'Thunderbreaker’ Dudziński oraz utalentowana, a zarazem piękna Justyna Szatny grająca na klawiszach, uratowali organizatorów, wydłużając swój koncert o ponad pół godziny, zapełniając lukę, która powstała na wskutek nagłej rezygnacji gitarzystów PKZ. Usłyszeliśmy m.in. „Obietnicę”, „Legion”, „Batmana” i utwór z nadchodzącej płyty pt.: „Sny o potędze”. Miło było, za sprawą ich twórczości wrócić do starych, dobrych, „katowskich” lat.
Kolejnym punktem w repertuarze byli wokaliści MOPT. Stanowili oni tzw. „złączkę” między graniem rockowo-metalowym, a klimatem pop. Rosną nam prawdziwe talenty i mam nadzieję, że osoby, które wystąpiły na dużej scenie będą nadal szlifować swój wewnętrzny, muzyczny diament, a zwłaszcza młody Pan w meloniku i pod muchą 🙂
Zbliża się godzina 19.00, więc grupa fanek następnej gwiazdy zaczyna się uaktywniać… jedne poprawiają makijaż, inne zaczynają kurczliwie trzymać się barierek. Kiedy podszedłem pod scenę zostałem osaczony prośbami wpuszczenia dziewcząt na teren okalający scenę. Preteksty byłby różne, choć zazwyczaj były to dolegliwości zdrowotne. Ja oczywiście pomogę, wezwę służby medyczne, ale nie wpuszczę nikogo 🙂 Na scenę wyszedł prowadzący – Olek. Zapowiedział, że „już za chwilę, przed Wami… Dawid Kwiatkowski!” I wtedy niemiłosierny pisk! Niczym wielkie kurczątko z otchłani piekła… decybele prawie pozbawiły mnie słuchu (podobnie jak na filmach, gdy obok bohatera wybucha bomba), musiałem oddalić się nieco, lecz całą sytuację miałem na oku. Najpierw wyszedł zespół, potem na deski wskoczył On, idol nastolatek, określany polskim Justinem Bieberem, choć Dawid w czerni wydawał się bardziej twardy, aniżeli Bieber w slipkach CK. Chłopak ma talent, temu nie można zaprzeczyć. Wraz ze swoimi muzykami wykonał takie piosenki, jak: „Mój Świat”, „Tylko Ciebie Chcę”, „Pop & Roll” czy cover Edyty Bartosiewicz „Ostatni”. Wspólnemu śpiewaniu i okrzykom „Kocham Cię Dawid” nie było końca.
Zapadł zmrok. Podmiana sprzętu i podmiana publiczności pod sceną, na nieco urozmaiconą wiekowo, a na scenie 9 przystojnych mężczyzn o prawdziwym góralskim zacięciu HEJ! Główna gwiazda wieczoru – zespół Zakopower! Etno-folk-rock w wykonaniu Sebastiana Karpiel – Bułecki i jego świty zagościł w sercach i umysłach widowni. Muzyka na najwyższym poziomie, podobnie jak oprawa świetlna i kontakt z publiką. Nie wspominam już o reakcji kobiet na frontmana z zarostem i skrzypkami w rękach, którą można porównać do radiowej reakcji na kłamczucha z rosnącym nosem 🙂 Uwielbiam te chwile, gdy kilka tysięcy osób śpiewa razem z artystami, na całe gardło. „Tu jest tak jak ma być! I ma być tak jak jest!” – słowa piosenki „Tak ma być” świetnie pasowały do atmosfery w Parku Hallera. Nie zabrakło również jednego z pierwszych hitów zespołu „Kiebyś Ty” oraz podwójnie wykonanego „Boso”, które wyrwało z kapci każdego, kto tego wieczoru był na Dniach Dąbrowy Górniczej. Niespodzianką były covery Czesława Niemena „Płonie Stodoła” i Marka Grechuty „W dzikie wino zaplątani”. Chciałbym przeżywać takie koncerty codziennie…
O godzinie 22.30 pojawił się gość specjalny, główny gospodarz – Prezydent Zbigniew Podraza – dziękując mieszkańcom za świetną zabawę, zapraszając na niedzielny koncert i odliczając wraz z Olkiem ostatnie 10 sekund do najlepszego pokazu fajerwerków, jaki widziałem w życiu (serio).
Niedziela 29 maja – Rosół zjedzony, pora ruszać na ostatnią odsłonę dąbrowskiego święta! Dzisiaj BRZMIENIE POP. Pisząc relację z tego dnia, opierać się będę głównie na przeżyciach swojego kolegi (Grzesia Marcinkowskiego zwanego „Doktorkiem” – przy okazji zapraszam za niedługo do jego felietonów na blogu „Za Kulisami” – znajdziecie je w MENU pod nazwą „Okiem Doktorka”). Grzesiu napisał o niedzielnym koncercie:
„Niedziela toczyła się w rytm niepewności. Meteorologowie straszyli pogodową apokalipsą, a w powietrzu i na niebie widać było nadchodzące i cofające się zagrożenie burzowe. Niezrażeni tym, działaliśmy bohatersko ku zabawieniu i zbudowaniu ogółu. Od wczesnych godzin popołudniowych działało miasteczko PKZ, gdzie przygotowaliśmy masę atrakcji dla najmłodszych dąbrowian. Przez chwilę humory lekko popsuł nam deszcz. Na szczęście nieznane siły roztoczyły nad naszą częścią Województwa Śląskiego parasol ochronny i mogliśmy się cieszyć dobrą muzyką, bez lęku przed bliskim spotkaniem z piorunem kulistym. A że było czym się cieszyć, o tym mieliśmy okazję przekonać już niebawem, słuchając koncertu „Dotyk dźwięku”, który zaskoczył nas interesującymi wykonaniami szlagierów muzyki rozrywkowej.”
Z tego co pamięta Grzegorz, koncert jego imiennika Grzegorza Hyżego odbył się z małym opóźnieniem, jednak kiedy już zagościł na deskach dużej sceny, zaczarował wszystkich romantycznym nastrojem. Grzegorz jest artystą, który śpiewając, wydobywa dźwięki ze środka, prosto z serducha. Wkłada w to wiele emocji, zarażając nimi publikę. Nic dziwnego więc, że piosenka „Wstaje” roztańczyła i rozśpiewała towarzystwo, podobnie jak „Na chwilę” i utwór „Pusty Dom”, wywołujący łzy na policzku u niejednego fana. Grzegorz Hyży stanowił idealny, pop-owy wstęp przed wisienką na torcie, ostatnią gwiazdą tegorocznych Dni Dąbrowy.
Kilka minut po 20.30 wychodzi Ona – Margaret – i od razu zaskarbia sobie zagłębiaków. Jak to opisał Grzesiu: „Artystka ujęła zarówno poziomem i zaangażowaniem z jakim wykonywała swoje numery, jak też bezpośredniością i znakomitym kontaktem z publicznością.” Margaret należy do grona nielicznych polskich artystów, reprezentujących prawdziwie zachodni poziom wokalny i muzyczny. Sam często łapię się na tym, że słysząc w radio zagraniczny (na pierwszy rzut ucha) utwór, okazuje się że to nie Rihanna, a nasza, rodzima, pod polskim niebem wychowana Margaret. Jest wokalistką w każdym calu, dlatego swoim talentem podzieliła się również z nami. „Thank you very much”, „Cool me down”, „Heartbeat” i „Wasted” stanowiły Crème de la Crème ostatnich godzin 3-dniowej imprezy. Brawa należą się również jej „łaciatym” muzykom, gdyż doszły mnie słuchy, że rzadko zdarza się takie zgranie i taki profesjonalizm.
I takim sposobem zakończyły się Dni Dąbrowy Górniczej 2016. Nie sposób wymienić wszystkich atrakcji, jakie czekały na mieszkańców od 27 do 29 maja w Parku Hallera, ale uwierzcie mi na słowo, były to jedne z najlepszych DDG i jedna z najlepszych imprez w regionie w tym roku. Mamy nadzieję, że za rok będzie jeszcze większy fun i jeszcze więcej wspaniałej muzyki, a tym czasem widzimy się podczas wakacyjnych wydarzeń w plenerze, uwzględniając Zakończenie Lata!
THANK YOU VERY MUCH!
Autor: Olaf Otwinowski