Pewien gość z wąsikiem i w meloniku powiedział kiedyś, że łzy znajdują się na dnie każdego komunizmu. Te słowa Charliego Chaplina idealnie pasują do utworów Jacka Kaczmarskiego, za którymi chowa się ból egzystencjalny, obraz uciskanej jednostki, człowieka, któremu staje się krzywda. Łzy towarzyszą również odbiorcom koncertu, który od trzech lat odbywa się w kwietniu w Pałacu Kultury Zagłębia i nosi nazwę Moja droga z piekła do piekła…
Tę drogę przeszliśmy z Jarkiem Cybą po raz trzeci, natomiast po raz pierwszy do muzycznej pielgrzymki dołączył Paweł Jaros. Trzeba zaznaczyć, że obaj panowie nie są muzykami, a gitarę chwytają w dłonie przeciętnie raz do roku. Pomimo tego koncert ku pamięci Jacka z roku na rok cieszy się co raz to większą popularnością… na pierwszym koncercie było ok. 30 osób, na drugim 60-parę , natomiast tegoroczna odsłona wydarzenia przyciągnęła grono 90 osób, a biletów zabrakło po kilku dniach.
Emocje – to właśnie fundament tego koncertu, choć obaj panowie zupełnie inaczej podchodzą do twórczości Kaczmarskiego, interpretując i wykonując ją na swój sposób. Jarek Cyba bardzo się wczuwa, moduluje głos, chrypi, zaznacza dramatyczne chwile co sprawia, że chwilami (zamykając oczy) słyszymy samego Jacka. Paweł Jaros jest nieco bardziej jednostajny, może dlatego, że z musu stał się specjalistą od szybkich utworów, które Jarek bał się wziąć na gardło i gitarę. Paweł swoim wokalem momentami przypominał mi Tadeusza Woźniaka i choć jego wykonanie nie było wolne od wad (podobnie jak Jarka), to należy się wielki ukłon w jego stronę za Obławę. Muzyczna szczerość w połączeniu z ciemnymi ścianami Piwnicy Teatralnej oraz idealną grą światła (które piętnowało grającego) stworzyła swoisty spektakl.
Postać Jacka odcisnęła się na naszej młodości, dzięki jego piosenkom budowaliśmy światopogląd i wyrażaliśmy bunt wobec otaczającej nas rzeczywistości. Był dla nas autorytetem, który mówił o kondycji człowieka w świecie, a każdemu koncertowi towarzyszyła szczera do bólu prawda – mówi Jarek Cyba. Ta sama prawda wydała się panować w piwnicy. Utwory, które niegdyś poruszały (i nadal poruszają) serca i rozpalały płomień do walki o wolność, teraz wywołują emocje nawet wśród młodzieży, która nie może pamiętać czasów komuny, gdyż najzwyczajniej w świecie ich narodziny nie były jeszcze planowane, a może nawet ich rodzice się jeszcze nie znali. To tylko udowadnia, jak wielkim poetą był Jacek Kaczmarski. Tego dnia na scenie usłyszeliśmy m.in. Naszą klasę, Encore jeszcze raz, Listy, Autoportret Witkacego oraz Mury, które zwieńczyły koncert wraz ze zdjęciem grobu Jacka. Atmosfera w przyziemiach pałacu w połączeniu z refleksją i smutkiem wywołanymi muzyką oraz obrazami z życia poety sprawiły, że często po utworach występowała (wyrażająca wszelkie emocje) cisza. Publiczność nagrodziła Jarka i Pawła owacjami na stojąco, za co Ci odwdzięczyli się utworami na bis – tu po raz kolejny ścisk w gardle i łzy w oczach wywołał utwór Ja, w wykonaniu Jarka Cyby.
Koncert Moja droga z piekła do piekła to pozycja obowiązkowa w pałacowym repertuarze, jeżeli jesteśmy gotowi i chętni na muzyczne i duchowe katharsis.