Istnieją dwa rodzaje muzyki. Muzyka, która wywołuje emocje i ta, która zbudowana jest na emocjach przez co staje się nośnikiem ważnych dla nas wspomnień i muzycznym zobrazowaniem uczuć w nas tkwiących. Nieliczni potrafią stworzyć utwory wpisujące się w ten drugi rodzaj. Dotrzeć do często zagrzebanych głęboko w nas namiętności, miłości, smutku czy radości, by wyciągnąć je na światło dzienne i zmusić do myślenia. Po koncercie, który odbył się w Pałacu Kultury Zagłębia w ramach Dąbrowskiego Festiwalu Kultury ZagłębieWood wiem, że takie zdolności posiada zespół Mikromusic.
22 dni po koncercie miała miejsce premiera ich nowego albumu Tak mi się nie chce, którym tylko potwierdzili swoją wielkość. Osobiście muzyka Mikromusic zawsze będzie mi się kojarzyć z pewną miłością, niespełnioną… trochę nieszczęśliwą. Pomimo, iż przypisałem określonym utworom odpowiednie wspomnienia, to słuchając nowego krążka mam wrażenie, jakby zespół czytał mi w myślach. W swoich tekstach porusza aspekty, po które nie sięga każdy. Przykład mamy już w pierwszym utworze z nowej listy pt.: Synu, opowiadającym o matczynej miłości i trudnościach w wychowywaniu dzieci. Usłyszymy w nim elementy elektroniczne, gitarę (również elektryczną) choć z kalifornijskim zacięciem oraz perkusję, która niewątpliwie przoduje – choć i tak pozostaje w tle niebiańskiego wokalu Natalii.
Druga z piosenek nieco mnie rozczarowała i nie dlatego, że jest zła, bo posiada niesamowitą atmosferę, ale jej początek zwiódł mnie niemiłosiernie. Gitary z perkusją budują napięcie od samego początku Leć uciekaj. Napięcie wzrasta, emocje również i w momencie gdy myślisz, że zaraz zacznie się akcja pokroju skoku z urwiska i usłyszysz szybki, ostry wokal, to w jednej sekundzie napięcie zamienia się łagodność, a do naszych uszu wlewają się słowa leeeeeć, ucieeeekaaaj nad miasto, z miasta, w poręęęę. Mamy tu połączenie szybkiego tempa melodii z łagodnością tekstu. Myślałem, że perkusja ponownie będzie grać pierwsze skrzypce, jednak weszła gitara basowa, która dodała tego „smaczku” dopełniając, wraz z krótkimi zrywanymi dźwiękami gitary elektrycznej, klimatu tej piosenki.
Przechodząc do kolejnego – tytułowego – utworu Tak mi się nie chce, już po pierwszych nutach słychać, że to będzie kolejny hit. Pomimo prostego tekstu, powolnego tempa rodem z potańcówki z lat ’80, to w tym utworze jest taka siła i takie przesłanie… Pokochałem ten utwór głównie za sprawą kilku wersów, które pozwolę sobie zacytować:
„róż, czerwień ust
flirtów i bóstw
perły przed wieprze
to wszystko pieprzę”
Ostatnie słowo jest odśpiewane tak jedwabiście, że od pierwszej chwili zacząłem marzyć, by Natalia mnie zbluzgała swoim unikatowym, pełnym namiętności (tych dobrych i złych) głosem. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w tym kawałku? Na pauzy, a raczej to co następuje po nich. Kawałki ciszy włożone w utwór pozwalają wybrzmieć słowom, które po nich wybuchają ze zdwojoną mocą.
Weźmy pod lupę Koniec zimy. Piosenka o zupełnie innej energii niż trzy wcześniejsze. Idealna do wpisania na listę joggingową (oczywiście dla tych co biegają). Dowcipny tekst, gra bębnów, pojedyncze uderzenia w czarne i białe klawisze fortepianu, bass i ostre rwanie za struny gitary w refrenie, a także solówka w starym, polskim rockowym stylu na sam koniec wyróżniają ją na tle całej płyty. Podobało mi się zastosowanie efektu, który kiedyś krył się pod jednym z guzików tych dawnych, wielofunkcyjnych keyboardów – efekt przypominający klaskanie w dłonie – po prostu podróż w czasie.
Na krzywy ryj to piąty z utworów. Ponownie wchodzimy w relacje damsko-męskie i realia z życia wielu z par. Piosenka z typu „wpis w pamiętniku”, która zmusza do myślenia i powala zanurzyć się w melancholijnym nastroju, a wszystko to okraszone w pewnych momentach subtelnymi tonami trąbek. Utwór, przy którym wiele kobiet odpali papierosa i sącząc wino zapatrzy się w światło świecy, uciekając w natłok nadchodzących pod wpływem muzyki myśli i nucąc la la la la la.
Kolejna pozycja z tracklisty wywołała u mnie odczucia nietypowe… w sumie nie wiem jak opisać piosenkę Tak tęsknie. Usłyszymy tu elementy typowe dla synth popu, dźwięki trąbki rodem ze starego polskiego serialu kryminalnego i wokalizy Natalii. W drugiej części utworu wszystko to zaczyna się mieszać, wprowadzony jest lekki chaos, lecz wszystko okryte jest niezwykłą wrażliwością, która ewidentnie wywołuje tęsknotę – nie tylko za sprawą tekstu.
Mistycyzm – to słowo pierwsze przyszło mi do głowy, gdy słuchałem tego utworu i chyba dobrze go charakteryzuje.
Syrena – nie spodziewałem się znaleźć czegoś takiego na tej płycie. Bogaty muzycznie utwór. Ponownie mamy barwy jakiegoś elektrofonu, ale to co zapada w pamięć to gitara, która swoim obliczem nawiązuje do klimatów country blues. To tak, jakby cowboy odjeżdżający w swoim zardzewiałym pick-upie słuchał współczesnej ballady o trudnych, nieodwracalnych decyzjach. Niewątpliwie jedna z najciekawszych pozycji, podobnie jak O kolorach. Niech nie zwiedzie Was tytuł ósmego utworu – muzycznie mroczny, akcentowany uderzeniami w struny bassu i długimi liniami trąbek.
Przedostatnią piosenką na nowym krążku jest Pieśń panny IV. Utwór o rwaniu kwiatków i robieniu wianków? Coś w tym jest, ale w bardzo sympatycznym, poetycznym i modernistycznym stylu, taka industrialna Świtezianka. Słuchając pieśni zaczniecie poruszać głową i ramionami. Innymi słowy bardzo szybko wpada w ucho, a zadziwia jazzowymi wstawkami fortepianu w ostatnich minutach.
Ostatni z utworów Mgła nad stawem pozostawiam Wam do odkrycia. Podsumowując całą płytę jest ona niezwykle bogata i dojrzała – bogata za sprawą utalentowanych instrumentalistów, a dojrzała za sprawą tekstów i głosu Natalii. Mikromusic wznosi się na wyżyny, sięgając do rytmów dawnych lat, mieszając wątki i cechy różnych gatunków. Pomimo to zespół umocnił się w swojej tożsamości i oby tak było dalej, bo to co tworzą jest po prostu piękne. Ocena? 9/10 pkt.
Zapraszamy również do obejrzenia wywiadu z Dawidem i Natalią.
Olaf Otwinowski
Foto z koncertu: Marek Wesołowski