Zdeptany, zniszczony, sponiewierany, a jednocześnie wewnętrznie oczyszczony – tak właśnie czułem się po obejrzeniu monodramu „Chodź ze mną do łóżka”, z Sonią Bohosiewicz w roli głównej.
Zdeptany, jak zdeptane zostały marzenia i pragnienia bohaterki, która z powodu tragicznego wypadku zostaje przykuta do szpitalnego łóżka. Zamknięta w swoim ciele, sama ze sobą. Nie mogąc się ruszyć, ani wypowiedzieć słowa. Nie wspominając już o wyjściu bosymi stopami na mokra trawę czy o przeżyciu orgazmu. Walczy ze swoimi myślami i pragnieniami, niemożliwymi do spełnienia. Widz jest świadkiem tego, co dzieje się w jej głowie. Z jednej strony nie godzi się ona ze swym losem, z drugiej ogarnia ją frustracja z powodu bezsilności.
Zniszczony, jak zniszczona zostaje jej nadzieja na wyzdrowienie. Sztuka ta, to nie tylko opowieść o cierpieniu i kruchości życia. To również przekaz, iż w obliczu całkowitego kalectwa, nawet największe dotychczasowe problemy przestają mieć znaczenie. Spektakl daje do myślenia, poruszając ważne sprawy socjologiczne, z którymi spotykamy się na co dzień. Człowiek, dzięki temu monodramowi, ma okazję spojrzeć do własnej duszy. Zwrócić uwagę na relacje z bliskimi i dokonać osobistego rachunku sumienia.
Monodram ma to do siebie, że opiera się na dramatycznej historii, opowiadanej przez tylko jednego aktora. Jest to utwór bardzo ciężki, zwłaszcza dla opowiadającego, gdyż musi skupić uwagę widza przez ponad godzinę (zazwyczaj), wyłącznie na swojej osobie, używając monologu. „Chodź ze mną do łóżka” pokazuje kunszt i talent Sonii Bohosiewicz. Jej wczucie się w rolę. Zdolność zmiany nastroju z podniecenia i euforii w nagłą furię i niezwykła gorycz, płynącą prosto z serca… coś niesamowitego. Z resztą sama aktorka przyznaje, że czuje się w tej roli bardzo dobrze, a jej osobistym sukcesem jest, gdy choć jedna osoba wychodzi z sali ze łzą w oku.
Sponiewierany, jak uczucia. Trudno nazwać co dokładnie czujemy, kiedy w końcu zorientujemy się, że sztuka dotyczy również nas samych. Łzy, dreszcz po plecach połączony z wewnętrznym odczuciem ciepła, podobnym do tego, gdy unikniemy zagrożenia. Poniekąd zaczynamy się utożsamiać z bohaterką do chwili, gdy zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy zdrowi i mamy szansę zmienić swoje życie na lepsze – ulga.
Wewnętrzne oczyszczenie nastąpi wtedy, gdy po wyjściu z Sali Teatralnej staniemy się choć trochę lepszymi ludźmi.
Sztuka „Chodź ze mną do łóżka” zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, podobnie jak gra aktorska Sonii Bohosiewicz. W mojej ocenie 9/10. Polecam wszystkim, którzy podobnie jak ambitne filmy, lubią ambitne sztuki teatralne.
Zdjęcia: Grzegorz Drygała