Wywiad z Kamilem Tejsem – autorem grafiki do pierwszej strony jubileuszowego kalendarza Pałacu Kultury Zagłębia
Chodzą słuchy, że Kamil Tejs w Pałacu zajmuje się wszystkim. To prawda?
To za dużo powiedziane. Ale rzeczywiście zajmuję się wieloma rzeczami. W Pałacu pracuję jako grafik komputerowy i większość dnia spędzam przed ekranem monitora, realizując projekty graficzne. Przychodzi jednak czas, kiedy trzeba wyjść zza biurka i zająć się pracą manualną. Poza projektowaniem i wysyłaniem materiałów do druku zajmuję się także umieszczeniem ich na odpowiednich nośnikach – wyklejam, docinam do odpowiedniego formatu, oklejam, laminuję, wykonuję wiele prac introligatorskich i montażowych. Zdarza mi się także występować w roli biletera podczas imprez w Pałacu albo wydawać płaszcze w szatni. Kiedyś też robiłem zdjęcia.
Skończyłeś szkołę artystyczną – jesteś absolwentem dąbrowskiego plastyka, ale swoje życie związałeś z reklamą. Nie brakuje ci tych dawnych artystycznych aktywności?
Czasu na zajęcia z dawnych lat, jak fotografia, czy rysunek, już nie pozostało zbyt wiele… Myślę, że najbliższe jest mi jednak projektowanie, poświęciłem mu prawie połowę swojego życia. Chociaż kiedyś bardzo lubiłem biegać z aparatem.
Aby ukończyć szkołę plastyczną należało zrobić dyplom (robiłem makietę stoku narciarskiego na „Zielonej”) oraz tzw. aneks, czyli dodatek do dyplomu – wybrałem fotografię. Wykonałem wtedy zdjęcia tzw. Camerą obscurą – tj. pierwowzorem aparatu fotograficznego. Jego pierwszą wersję wykonałem własnoręcznie z pudełka po butach, a kolejny – bardziej już „profesjonalny” – zbudowałem razem z ojcem.
Ile jest w Tobie artysty, a ile rzemieślnika?
Trudno jest oceniać samego siebie. W mojej pracy bardzo ważny jest zmysł techniczny. Ale na pewno mam w sobie coś z artysty – w końcu tak całkiem „normalni ludzie” nie kończą szkół plastycznych (śmiech).
Masz jakieś zawodowe marzenie?
Jako dziecko chciałem zostać stolarzem! Z resztą od tej pasji wszystko się zaczęło. Gdy byłem mały, podpatrywałem wujka przy pracy. Czasem mogłem w czymś pomóc. Myślę, że gdybym nie trafił do Pałacu i nie związał swojej zawodowej drogi z reklamą, zająłbym się produkcją mebli lub innych elementów wystroju wnętrz np. z drewna. Niestety, teraz nie mam na to czasu. Oprócz pracy tutaj prowadzę własne studio reklamy.
Jak się zaczęła Twoja przygoda z Pałacem?
Z Pałacem jestem związany od dawna. Już jako nastolatek przychodziłem na zajęcia plastyczne do Sylwii Nowak. Potem zdecydowałem, że pójdę do Liceum Plastycznego i zdarzało mi się prosić ją o pomoc w trakcie przygotowań do egzaminów i później. Po skończeniu szkoły pracowałem w agencji reklamowej i nasze drogi rozeszły się na jakiś czas. Któregoś dnia odwiedziłem Sylwię w Pałacu i przy kawie dowiedziałem się, że Pałac szuka pracownika a ja byłbym mile widziany. Tak to się zaczęło i trwa do dzisiaj. Wpadłem na kawę i zostałem 16 lat.
Nie żałujesz tej wizyty?
Nie, nie żałuję. Dziś wiem, że to była dobra kawa i dobry wybór. Pierwsze miesiące – rok, może chwilę dłużej – spędziłem na pracy w Galerii Sztuki. Kolejne lata już w Pracowni Reklamy. Lubię swoją pracę pod wieloma względami. Przede wszystkim dlatego, że nie jest monotonna i każdy dzień jest nieprzewidywalny. Nie jest to praca przy jakiejś produkcji w fabryce. Jak wcześniej wspominałem – raz przed monitorem, a raz w plenerze, raz przy obsłudze bileterskiej, a raz przy montażu ekspozycji w galerii lub na dachu budynku.
To nie tylko praca, ale i ludzie, z którymi przyszło mi współpracować przez te lata – szereg pracowników administracyjnych, technicznych i innych kosmitów…takich jak ja! (śmiech)
Czy po tych wszystkich latach Pałac skrywa przed Tobą jakieś tajemnice?
Tak, do dziś są miejsca, w których nigdy nie byłem, pomieszczenia, do których nie wszedłem od początku mojej pracy tutaj. Cały czas dowiaduję się o jakichś ciekawostkach. To jest tylko 16 lat, są pracownicy, którzy widzieli znacznie więcej. Ale rzeczywiście – przez te kilkanaście lat udało mi się zobaczyć jak powstaje kino, nawet aktywnie uczestniczyłem w remoncie, obserwowałem jak zmieniał się Pałac przez lata, szczególnie w trakcie generalnego remontu w latach 2011-2014.
Przed wyprowadzką z budynku – bo na czas remontu siedzibą Pałacu był budynek szkoły muzycznej – udało nam się znaleźć na poddaszu budynku nie odwiedzane pomieszczenia, a w nich sztukaterie gipsowe, które nigdy nie zostały wykorzystane przy budowie istniejącego obiektu i spoczywały tam jak w grobowcu zapewne od lat 50.
A jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z tych ostatnich 16 lat?
Na pewno nie jedno, ale najlepsze wspomnienia to te, o których wstyd opowiadać (śmiech).
Z perspektywy faceta z zamiłowaniem do techniki zawsze dużym wydarzeniem dla mnie były przygotowania do imprez plenerowych – Dni Dąbrowy Górniczej, pikniki, sylwester przed PKZ. Ciekawym doświadczeniem był także mój wyjazd na plener malarski do Czarnogóry, gdzie pojechałem jako instruktor i opiekun.
Pamiętam też, nawiązując do Duchampa, że przy którejś edycji konkursu „Siedem grzechów głównych”, przy której akurat pracowałem, jeden z uczestników konkursu nadesłał pracę w postaci kawałka mięsa. Miało to symbolizować grzech obżarstwa. Niestety, praca nie została dopuszczona do konkursu… musiała wylądować w koszu.
Czym dziś jest dla Ciebie Pałac?
Drugim domem (śmiech). Życzę sobie kolejnych 16 lat w takiej atmosferze i z takimi ludźmi!
Życzymy tego samego!
Twoje prace z pewnością będą publikowane przy wielu innych okazjach. Nie można przemilczeć tego, że opracowanie graficzne wszystkich dwunastu kart Kalendarza Jubileuszowego jest Twoim dziełem.
Dziękuję za rozmowę.
Autor: Agnieszka Czarnik