Muzyczny trans, magiczna atmosfera i hipnotyzujące show – tak w skrócie można opisać koncert ERITH w ramach cyklu PIWNICA – koncerty młodej muzyki. W trakcie, gdy na scenie prezentowała się Edyta Górecka, Erith udzieliła nam krótkiego, aczkolwiek ciekawego wywiadu, który prezentujemy poniżej:
Olaf: Z czym kojarzy Ci się słowo „piwnica”?
Erith: Z takim specyficznym zapachem w kamienicy, taki trochę koci mocz, trochę myszy i że jest zimno.
Olaf: Mam nadzieję, że po dzisiejszym koncercie w Piwnicy Teatralnej Pałacu Kultury Zagłębia, będzie Ci się kojarzyć głównie z muzyką i ciekawymi ludźmi 🙂
Stworzyłaś swój własny gatunek muzyczny, czy mogłabyś nam go przybliżyć i opowiedzieć czym różni się od pozostałych gatunków?
Erith: Czym się różni? Trudno powiedzieć, staram się łączyć kilka stylów na raz i w sumie łatwiej to ocenić widzowi. Najtrudniej się mówi o własnej muzyce. Staram się robić coraz to lepsze beaty i bardziej urozmaicone, a różni mnie to od innych, że robię wszystko sama, na własną rękę i mam najwięcej do powiedzenia, jeśli chodzi o tworzenie swojej muzyki. Ja nazwałam swój styl Modern-Tokio-Hippie-Erith, czyli innymi słowy bycie hippisem w dzisiejszych czasach.
Olaf: Skąd właśnie się wzięło określenie „Hippiska XXI wieku”, które nadali Ci dziennikarze muzyczni?
Erith: Na pewno z tego, że kocham naturę. Staram się, by muzyka dawała jak najwięcej energii i żeby równoważyła różne stany emocjonalne, aby nadawała lekkości człowiekowi, uwalniała umysł, no i może z tego, że nosze opaski na głowie 🙂
Olaf: Jakie było najciekawsze miejsce, w którym dałaś koncert?
Erith: Na pewno na Las Campie, na Samsarze albo w lesie, gdzie nie było nic dookoła, żadnych miast, wsi, nawet sklepu, tylko totalna natura bez łazienki. Dziwnie się również grało na Werandzie w Poznaniu – leżaki, biały dzień… grało się dość specyficznie.
Olaf: Jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda ze sceną?
Erith: Zaczęło się od tego, że wrzuciłam kawałek do sieci, którego żaden muzyk nie chciał ze mną robić, a jak chciał, to chciał go zrobić na swój sposób. Dlatego stwierdziłam, że może gitarę i wokal uda mi się nagrać samej. Zamówiłam sprzęt, nagrałam no i się udało. Ludzie zaczęli pisać, że im się podoba. Potem mój menadżer – Paweł – mnie złapał i do tej pory tworzymy bardzo dobry duet organizacyjno-muzyczny.
Olaf: Co Cię głównie inspiruje przy tworzeniu muzyki?
Erith: Artyści, z którymi dojrzewałam. Emocje odzwierciedlają muzykę. Grunge dużo mi dał – wiem, że to może wydawać się dziwne, ale Layne Staley pomagał mi w trudnych chwilach i codzienności , dlatego przyczynił się do tego co tworzę.
Olaf: Wspomniałaś mi przed wywiadem o projekcie, który ma połączyć twoją muzykę i film niemy, powiesz o nim coś więcej?
Erith: W czerwcu odbędą się pierwsze koncerty właśnie związane z projektem „Das Blumenwunder”, także nadal tworzę muzykę i dopieszczam ten godzinny kawałek. Zobaczymy, zapowiada się całkiem ciekawie. Mam nadzieję, że współpraca będzie owocna i że ludziom się będzie podobać – bo w sumie pierwszy raz robię godzinną muzykę do filmu. Najfajniejsze jest to, że obraz jest dość statyczny i psychodeliczny, dlatego moja muzyka będzie musiała go nieco ożywić.
Olaf: Gdzie usłyszymy Cię w najbliższym czasie?
Erith: W Gdańsku usłyszymy mnie… i 25 maja (czyli dziś) w Krakowie, w Gdańsku 27 maja i na pewno gdzieś jeszcze, tylko nie pamiętam, bo Pawła nie ma obok 🙂
Olaf: Twoje największe marzenie? Niekoniecznie muzyczne.
Erith: Marzę, by cieszyć się życiem i nie wątpić w życie.
Pozdrawiam widzów, pozdrawiam czytelników, pozdrawiam wszystkich, pozdrawiam wszystkie dzieci kwiatów, bo wszyscy jesteśmy głęboko w sobie dziećmi kwiatów!
Fot.: Aga Skuta