29 czerwca 2016 roku – będzie to dla mnie pamiętna chwila. To właśnie tego dnia usłyszałem po raz pierwszy Zbigniewa Wodeckiego na żywo, podczas Gali Wręczenia Dyplomów Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej, która miała miejsce w Sali Teatralnej PKZ. Panie Wodecki! Chapeau bas!
Należę do pokolenia, które wychowywało się na „Pszczółce Mai”. Po dziś dzień pamiętam, jak śpiewałem wraz z Panem z telewizora piosenkę o radosnej pszczółce i z tego co pamiętam, to bardziej podobała mi się sama piosenka niżeli bajka. Z biegiem lat moja mama zaraziła mnie innymi utworami tego Pana, choćby „Lubię wracać tam gdzie byłem” czy „Zacznij od Bacha”. Zawsze ciekawiło mnie dlaczego tak wybitny wokalista i do tego multiinstrumentalista nie zrobił kariery za granicą, zwłaszcza że nie jedna osoba przyzna, iż jest to jeden z najpiękniejszych męskich, polskich głosów. Artysta, który bez najmniejszego problemu zaśpiewa utwór Nat King Cole’a czy Franka Sinatry. Bez wątpienia olbrzymi talent… choć nie… Robert Schuman mawiał: „Talent pracuje, geniusz tworzy”, dlatego bez żadnych skrupułów nazwę Zbigniewa Wodeckiego geniuszem.
Jak wspomniałem, do tego pamiętnego dnia widziałem wykonania Pana Zbyszka wyłącznie w telewizji – to był wielki błąd. Pracując w Pałacu Kultury Zagłębia zaczynam sobie zdawać sprawę, że dopiero uczę się słuchać i dopiero teraz poznaje prawdziwe oblicze muzyki – właśnie za sprawą takich koncertów, jak Zbigniewa Wodeckiego. Gdy tylko usłyszałem jego szlachetny głos od razu wszedłem na salę. Ujrzałem mężczyznę z długimi włosami, elegancko ubranego (jak zawsze) ze srebrną trąbką w ręce. Po chwili rozbrzmiały pierwsze takty „Opowiadaj mi tak”, a w głowie myśl „Graj i śpiewaj mi tak”. Muzyka opanowała mnie całego. Bezwiednie zacząłem wytupywać takt nogą, a z ust same wydobyły się słowa piosenki. To samo działo się z publicznością, którą zazwyczaj trzeba dość długo nakłaniać do wspólnej zabawy. Drugi utwór „Rzuć wszystko co złe”, sprawił że odrzuciłem obecność wszystkiego wokół, najważniejsza była dla mnie ta chwila… i ciarki wędrujące po całym ciele. Głos mistrza okazał się być jeszcze bardziej głęboki, wyrazisty, docierający do duszy i serca, uruchamiając przy tym dawno zakurzoną wyobraźnię.
A propos duszy… mawia się, że prawdziwa muzyka dotyka właśnie duszy. I ja czułem się naprawdę dotknięty – i nie był to wcale zły dotyk. „Zacznij od Bacha” wywołało we mnie dziwne uczucia. Wątpię by była to andropauza… w wieku 28 lat? Ale pierwszy raz coś wydało mi się tak piękne, że nie mogłem powstrzymać łez, jednocześnie szeroko się uśmiechając. To chyba nazywa się łzami szczęścia… Zbigniew Wodecki zagrał jeszcze parę innych utworów. Nie zabrakło Czardasza na skrzypcach oraz niespodzianki. Znając zmęczenie artysty wcześniej wspomnianym owadem, nikt nie spodziewał się, że na scenie pojawi się „Pszczółka Maja” – muzyczne i dosłownie. Dlaczego dosłownie? Bo w trakcie ukochanej piosenki Polaków na scenę wyleciała wielka pszczoła, radośnie pląsając po jej deskach. To tylko ukazuje jak duży dystans ma do siebie Pan Zbigniew, który jest naprawdę bardzo ciepłą i uprzejmą osobą. Skąd to wiem? Przekonacie się sami, oglądając „poSŁOWIE” z muzykiem, w najbliższy poniedziałek.
Od dziś, gdy zobaczę afisz wieszczący o koncercie Zbigniewa Wodeckiego w odległości do 100 km od Dąbrowy Górniczej, to wsiadam w auto i jadę! I właśnie dlatego przyznaję mu ocenę 10/10 (pierwszy raz), za jego muzykę, za grę, za osobowość i świetny kontakt z publicznością, która zresztą podzieliła moje uznanie, nagradzając artystę długimi owacjami na stojąco.
Autor: Olaf Otwinowski
Foto: www.wodecki.pl