Dni Dąbrowy Górniczej 2015 – Relacja

Trzy dni nieokiełznanej energii – tak w skrócie można opisać tegoroczną edycję Dni Dąbrowy Górniczej. Poniżej prezentuję sprawozdanie z największej, dąbrowskiej imprezy plenerowej tego roku.

Piątek 29.05.2015 roku, miejsce – Park Hallera, godzina – bliżej nieznana popołudniowa, pierwszy dzień święta, które tubylcy nazywają „Dniami Dąbrowy Górniczej”.

Słońce świeci, ptaszki śpiewają, żar leje się z nieba. Park Hallera zapełniony ludźmi. Jedni oglądają zawartość licznie rozstawionych straganów i biorą udział w warsztatach, drudzy chillują się na trawie, w krzakach… zupełnie nie przeszkadzając tym, korzystającym z Lunaparku. Istnieje również grupa, którą Stanisław Bareja określiłby grupą „parówkowych skrytożerców” – to osoby spożywające w cieniu parasoli kiełbaski, karczki i inne przekąski, popijając je złocistym trunkiem. Wszystko to odbywa się w pobliżu profesjonalnej sceny (na oko 10 m x 12 m). Po obu jej stronach wiszą maszty z nagłośnieniem, z kolei  za sceną można znaleźć namioto-garderoby. Jest nawet wybieg, umożliwiający muzykom znaczne zbliżenie się do fanów, których ilość zwiększa się z minuty na minutę. Są to głównie osobniki młode, nie wiedzieć dlaczego wszyscy ubrani w czerń…

Wszystko się wyjaśnia, gdy na deskach pojawia się pierwszy z zespołów, pochodzący z ościennego miasta zwanego Będzinem. Pięciu chłopa, każdy w innym wieku – może właśnie stąd wzięła się ich nazwa: proAge. Twórcy takich kawałków jak „Robale”, „Mary Jane”, czy „Życie na wynos”. Po lekkim rozruszaniu publiczności przyszła pora na Old Wisdom Lies – zespół znany z progresywnego podejścia do rock’a. Jego wokalista (Tomasz Florkiewicz) przypominający Shavo Odadjian z System Of A Down zachwycił wszystkich mega gardłowym głosem, który na pewno przysporzył ciarek niejednej osobie wśród widowni, a na pewno mojej skromnej osobie ;). OWL zagrało kilka świetnych kawałków m.in.: „Stalk”, „Antrofobia” i „Time”. Chwilę później ze sceny można było usłyszeć słowa: „Pogo, Pogo, Pogo, Pogoriaaaaaa…” w wykonaniu Tylko po Chodniku. Lokalna grupa muzycznie nawiązująca m.in. do takiego zespołu jak Strachy na Lachy, rozluźniła klimat w Parku Hallera, gdzie zrobiło się skocznie i tanecznie. Jednak to była dopiero przystawka. Godzina 19.00. Przyszła pora na danie główne, składające się z dwóch niezwykle ostrych potraw.

Wszyscy pod sceną cierpliwie czekają na pierwszą z gwiazd. Już jest! Nadchodzi! Zespół „z piekła, z Czerwonego Zagłębia”, czyli Frontside! Chłopcy z Sosnowca zagrali na najwyższym poziomie, a brzmienie ich gitar ścinało z nóg, jak wysokoprocentowy alkohol – zwłaszcza przy utworze „Lubię Pić” 🙂 – nie wspominając o tym, że każde uderzenie w struny odciskało się basowym piętnem na klatkach piersiowych publiczności. Zagrali nie tylko utwory z nowej płyty „Prawie Martwy”, ale i te w klimacie metalcore i hardcore. Po kilku bisach Auman, Demon, Daron, Toma i Wojciech zeszli ze sceny, by oddać się (jak przystało na prawdziwych rockmanów) w ręce fanek, fanów i złotej, gazowanej ambrozji. Zastąpiła ich druga gwiazda, wybuchowo wieńcząca piątkową odsłonę Dni Dąbrowy – prawdziwa torpeda, a właściwie Luxtorpeda! Na scenie najbardziej znane utwory zespołu… przed sceną szaleństwo. Nie zabrakło także wielokrotnie nagradzanej piosenki „Autystyczny”, która królowała na listach przebojów w 2012 roku. To właśnie w jej trakcie, Robert „Litza” Friedrich zaprosił 3-letnią dziewczynkę do wspólnego odśpiewania refrenu. To był prawdziwy zastrzyk energii i rozbudzenie apetytów na kolejne 2 dni imprezy!

Sobota 30.05.2015 roku, miejsce – bez zmian, godzina – podobna, drugi dzień Dni Dąbrowy Górniczej.

Sobota już nieco chłodniejsza, chmury co chwilę przysłaniają niebo, nad głowami dąbrowian pojawia się widmo deszczu. Konferansjer (Marcin Ryk) zapowiada pierwszych wykonawców – są nimi wychowankowie Młodzieżowego Ośrodka Pracy Twórczej. Tuż po nich wskakuje zespół Strit, który swoimi rasowymi, bluesowo-rockowymi wykonami nawiązywał do muzyki Led Zeppelin, Lynyrd Skynyrd i Dżemu. Chwila przerwy i na scenę wychodzi… no właśnie, skądś go znam – pomyślałem – no tak… to Przemysław Smolarski – finalista III edycji telewizyjnej „Bitwy na Głosy”, uczestnik programu „The Voice of Poland”oraz autor takich piosenek jak: „Chodź”, „Weekend” i „Każdego Dnia”. Udało mu się rozgrzać widownię, ale tylko na chwilę. Spadł deszcz i wraz z entuzjazmem osób (pod sceną), zgasło również oświetlenie (na scenie). Nadmiar wody spowodował krótkie problemy z prądem, które jednak nie powstrzymały „Rudej” i zespołu Red Lips! Usterkę usunięto, a miedzianowłosej wokalistce dano warunki do popisu… i powiem szczerze nikt się nie zawiódł. Charyzma „Rudej”, a właściwie Joanny Czarneckiej podniosła temperaturę wśród ludzi doświadczających tego niezwykłego, scenicznego żywiołu. Do tego stopnia, że deszcz tak samo szybko jak spadł, tak szybko wyparował. Wszyscy wiemy, że gorączka może być niebezpieczna, a czym ją najlepiej zbić? Oczywiście, że romantyzmem, dlatego jako kolejni na scenę zawitali bracia Szczepanik z grupy Pectus. Nagle wszystkie kobiece oczy zwrócone ku artystom stały się duże i maślane. Pectus zabrał nas w podróż do Barcelony i zaraził typowym dla siebie nastrojem błogości i miłości.

Po rodzinnym występie przyszła pora na creme de la creme – gwiazdę wieczoru – Kasię Kowalską! Po dłuższej przerwie technicznej publiczność zaczęła się niecierpliwić, skandując: „Kasia! Kasia! Kasia!”. Przez chwilę wdał się lekki chaos, ale w końcu się udało! W centralnym punkcie sceny pojawiła się ona… filigranowa postać z olbrzymią gitarą elektryczną i olbrzymim powerem w głosie. Pierwsza piosenka: „Spowiedź”, choć w repertuarze także „Wstań i walcz” „Bezpowrotnie” i „Będę Jak”. Kilkutysięczne towarzystwo w Parku Hallera śpiewa razem z Kasią do późnych godzin nocnych i zakończenia sobotniej odsłony Dni Dąbrowy Górniczej.

Niedziela 31.05.2015 roku, miejsce – to samo, godzina – podobna, trzeci dzień Dni Dąbrowy.

Ostatni dzień imprezy. Niestety… to co dobre szybko się kończy. Osobiście uważam, że 3 dni to za mało (w obliczu tak znakomitej zabawy). Niedziela miała się zacząć niepozornie, od Festiwalu „Dotyk Dźwięku”. Na scenie młodzież niepełnosprawna, głównie osoby niewidome lub niedowidzące, które zmierzyły się z przebojami nie tylko muzyki polskiej, ale i zagranicznej. Zupełnie nie spodziewałem się takich uczuć, takich dreszczy, a tym bardziej wzruszenia. Jako facetowi sporych rozmiarów i mocno stąpającemu po tym ziemskim padole, rzadko zdarza mi się uronić łzę (nie licząc sceny z filmu Braveheart, kiedy to William Wallace ostatnimi siłami wykrzykuje słowo „Freeeeeedooooom!”). Z łatwością można było wskazać niesamowite perełki wokalne, a wśród nich Grzegorza Dowgiałło. Człowieka, dla którego wykonanie piosenki z musicalu „Upiór w Operze” to pestka na bułce z masłem. Wokal momentami przypominający naciągniętą strunę gitary elektrycznej, trzymanej na jednym dźwięku. Panie Grzegorzu chapeau bas. Szacunek również dla pozostałych wykonawców – tylko pozazdrościć talentu. „Dotyk Dźwięku” zakończył się wspólnym odśpiewaniem nowego hymnu festiwalu oraz gromkimi brawami. Kilka minut później… słychać jak muzyka wręcz przedziera się przez park. Słyszę trąbki, klarnety, puzony i bębny. Nagle publiczność przed sceną rozstępuje się na boki, robiąc miejsce na szkolnych boiskach. Jako pierwsza przed scenę weszła orkiestra dęta z Węgier, jako drudzy Czesi, tuż za nimi Polacy (czyli Miejska Orkiestra Dęta w Dąbrowie Górniczej) i na końcu Słowacy. Wszyscy ustawieni. Na podest wchodzi dyrygent – Pan Prezydent Zbigniew Podraza – dzierżąc w dłoni batutę. Badum! Tsss! I rozpoczyna się pierwszy utwór, odegrany przez wszystkie orkiestry krajów Grupy Wyszehradzkiej. Kolejny punkt programu – każda z orkiestr wychodzi na scenę i prezentuje swój program artystyczny, wśród widowni układ tańczą mażoretki. Dokładnie nie pamiętam jakie utwory grały poszczególne reprezentacje, ponieważ bardziej skupiłem się na urodzie kobiet w kusych mundurkach, ale wiem że były to klasyki muzyki rozrywkowej i filmowej 🙂 Tak zakończył się VI Międzynarodowy Festiwal Orkiestr Dętych. 

Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, czekamy na koncert finałowy – wisienkę na torcie, czyli zespół Golec uOrkiestra! W Parku Hallera tłumy – od razu widać, że połączenie rock’n’rolla z góralskim pazurem to jest to, co łączy pokolenia. Pędzą mechaniczne konie po betonie, z aut wyskakuje dwóch harnasiów ze swoją świtą i dają prawdziwy popis, z którego zresztą słyną. Zespół z Milówki porwał publiczność, grając swoje największe hity. Wszyscy tego dnia kochali Ten kraj, kiedy w koło maj i choć kasztany już zakwitły to każdy mógł stwierdzić: „Crazy is my life!”. Na koniec bliźniacy zagrali „Słodycze”, co na pewno osłodziło smutną chwilę zakończenia największej imprezy roku, czyli Dni Dąbrowy Górniczej 2015.

Zdjęcia: Grzegorz Drygała

« z 9 »

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *