Miałem zamiar napisać o Dniach Sławkowa… Pojechałem do tego czarownego miasta, aby na własne oczy przekonać się, czego oni nie mają, a co my mamy, co oni mają, a czego nam brak. Chciałem swoje marketingowe zmysły wyostrzyć do maksimum, tropić bezwzględnie gafy, niedociągnięcia i wady. Miałem zamiar z uwagą entomologa zgłębić kulisy lokalnego święta, aby później napiętnować na wasz użytek wszechobecną tam amatorszczyznę. Niestety z planów tych nic nie wyszło, bo na rzeczoną imprezę nie dotarłem, niczym Hunter S. Thomson na słynny wyścig motocyklowy. Może nie zabłądziłem aż do Las Vegas, lecz efemeryczna gra świateł połączona z amorficzną fazą stała się też moim udziałem. Wpadłem do jednego ze sławkowskich ogródków jak Alicja do króliczej nory. więcej
okiemDoktorka
Przemyślenia Grzegorza Marcinkowskiego, czyli pałacowego „Doktorka” – czytasz to na własną odpowiedzialność ;)
Doktor Who?
Już trzeci miesiąc każdego ranka wypijam pierwszą kawę w monumentalnym budynku z widokiem na przystanek autobusowy, gdzie gromada sennych skazańców wyczekuje na codzienny transport do świątyń nauki i kapitału. Podpatruję zapobiegliwe gesty rozdawców gazet i ulotek, z uwagą śledzę poranne kołowanie okolicznych meneli dokonujących cierpliwej wiwisekcji koszy na śmieci oraz gołębi defekujących radośnie na dachy samochodów i marynarki biznesmanów. więcej