CZARNA MADONNO, WEŹ MNIE W RAMIONA – RECENZJA

Tomasz Organek i jego band… szczerze powiem, kojarzyłem go tylko ze wspólnych występów z Dawidem Podsiadło na scenie Męskiego Grania, ale jak tylko usłyszałem o propozycji jego koncertu w PKZ, pomyślałem że warto się zapoznać z twórczością brodatego pana, zwłaszcza, że wtedy sam nosiłem brodę, a brodaci winni trzymać się razem. Dlatego włączyłem płytę Czarna Madonna i…

usłyszałem pierwszy z utworów, noszący nazwę identyczną, jak płyta. Piosenka modlitwa, oparta głównie na wokalu Tomka i na wolnych dźwiękach gitary elektrycznej, wszystko w obliczu kościelnego pogłosu. Czarna Madonno weź mnie w ramiona, Czarna Madonno ratuj bo skonam! Przeciąganie fraz w piosence i odpowiednie akcentowanie sprawia, że w głosie wokalisty pojawia się ból. Udziela się niesamowicie mroczny, a zarazem sakralny nastrój, zwłaszcza że mamy wrażenie, jakby utwór grany był w monumentalnej katedrze. W środku piosenki wchodzą organy kościelne, tuż po nich wywołujące ciarki solo na gitarze. Wszystko wydaje się surowe i trochę obrazoburcze, ale jest to naprawdę utwór z wielką duszą.

0006305wom4nxqxf-c122

Wchodzimy w bardzo nastrojowy klimat, jednak po chwili zostajemy z niego całkowicie wyrwani, gdyż utwór Get it right to rock w najlepszym wydaniu, idealny do słuchania na siodle stalowego rumaka pokroju Harley’a. I choć dość krótki, bo niecałe 3 minuty, to napawa energią, która zaczyna roznosić po wejściu klawiszy. I jeśli ktoś uważa, że zaraz emocje opadną, to się grubo myli. HKDK wprowadza nas w amerykański rytm z pogranicza punk-rocka z californijskim sznytem. Zwiększone tempo, wyraziście brzmiący bass no i tekst wyśmiewający pewne trendy w polskim społeczeństwie, czyli hardcore i disco, widziałem już wszystko. W muzyce Ørganka znajdziemy amerykańskie wątki i inspiracje, które pozwolą wybrać się nam w podróż po historii i różnych stanach w USA. Czwartym utworem na liście jest Introdukcja. Jak sama nazwa wskazuje jest swoistym wprowadzeniem w to, co znajdziemy na całej płycie. Pierwsze sekundy nawiązują ponownie do sacrum, dzięki organom, potem dochodzi gitara, motywy muzyki elektronicznej i bębny. Utwór nabiera ostrości, by w sekundzie przenieść nas na Florydę z lat 70. Słyszymy smętne klawisze, szum morza, widzimy panie w jednoczęściowych kostiumach kąpielowych – retro w kiczowatym stylu. Chwilę potem znowu słyszymy psychodeliczny jam. Skoro było sacrum, musi być i profanum – do czasów prohibicji, zadymionych knajp i dźwięków pianoli przeniesie nas Ki Czort. Utwór stanowiący w jakimś sensie autobiografię Organka, w której opowiada mniej lub bardziej prawdziwą historię o samym sobie. Dźwięki pianoli, które słyszymy praktycznie przez cały utwór w połączeniu z mosiężnymi nutami gitary elektrycznej i motywu uderzenia w struny, rodem z filmu Ostatni Sprawiedliwy robią wrażenie. Melodie, a przede wszystkim gitarę prosto z Texasu usłyszymy w utworze promującym płytę, czyli Mississippi w ogniu, a nuty bluegrassowe w piosence Psychopomp.

Czarna Madonna to z całą pewnością świetna płyta rockowa, idealnie wpisująca się w to, co mężczyźni lubią najbardziej: ostre gitary i wątki amerykańskie. Jest wielobarwna, można ją słuchać kilka razy pod rząd, a i tak nam się nie znudzi. A skoro tak rasowe granie znajdujemy na płycie, to co będzie 10 lutego, kiedy to materiał z krążka Ørganek zaprezentuje na żywo w Sali Teatralnej PKZ? Osobiście nową płytę oceniam na 8,5/10 punktów i przyznaję… zakochałem się w tych rytmach, a przy okazji znalazłem pomysł na prezent, w końcu czy można dostać coś lepszego niż płyta i bilet na koncert?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *