Przy okazji promocji sierpniowej karty z kalendarza zapraszamy na spotkanie z jej autorką – Marią Ostaszewską. To kobieta, która łączy w sobie artystyczną delikatność i wrażliwość twórcy oraz niebywałe umiejętności organizacyjne. Florystka, Witrażystka, Plastyczka, miłośniczka folkloru, instruktorka zajęć od lat zaangażowana w organizację Międzykulturowego Festiwalu Folklorystycznego „Zagłębie i Sąsiedzi” i tancerka ZPiT PKZ „Gołowianie”. Przed nami rozmowa z artystką wielu sztuk, która doskonale spełnia się zarówno na scenie, jak i za kulisami!
Jak zaczęła się Twoja przygoda z PKZ?
Nie ma przypadków, więc zaczęło się od tego, że od czwartego roku życia tańczę w ZPiT PKZ „Gołowianie”. Jako dziecko znałam więc pałac od podszewki, obejrzałam wszystkie zakamarki piwnic i kieszeni scenicznych, znałam też całą obsługę techniczną sceny i panów z portierni. Z niektórymi z nich teraz pracuję. Pracę zawodową miałam rozpocząć w zupełnie innym miejscu, ale (tu chyba jednak przypadek) trafiłam na staż do PKZ. Po stażu wiadomo – krótka umowa, mrugnięcie okiem i jestem tu do teraz.
Czym jest dla Ciebie Pałac Kultury Zagłębia?
Na pewno nie tylko pięknym, dostojnym budynkiem, bo budynek bez duszy nigdy nie będzie wyjątkowy. A duszą pałacu są ludzie, z którymi spotykamy się na co dzień, śmiejemy a czasem trochę kłócimy,
ale w gruncie rzeczy tworzymy naprawdę zgrany zespół.
Jakie wspomnienie związane z pracą w Pałacu najbardziej zapadło Ci w pamięć?
Mój pierwszy, samodzielnie zrealizowany festiwal „Zagłębie i sąsiedzi”, który do tej pory tworzę
z Małgosią Grabiwodą – kierownikiem działu Edukacji Kulturalnej i Artystycznej. Pracowałam w pałacu zaledwie od roku, więc z praktycznie zerowym stażem pracy nagle musiałam przez trzy dni zarządzać zespołem ponad czterdziestu osób. Do dzisiaj nie wierzę, że wszystko się udało, bo zaczęło się od tego,
że trzy zespoły utknęły w korku na autostradzie i już na wstępie musieliśmy przeorganizować harmonogram przesłuchań. Okazało się też, że jeden z kierowników zespołów miał dojechać na konkurs na własną rękę, ale udał się na grzyby, stracił poczucie czasu i nikt nie mógł się do niego dodzwonić.
W rezultacie dotarł na miejsce a zespół wystąpił późnym wieczorem, wnosząc na scenę ogromną beczkę i ladę barową jako scenografię. Musieliśmy między występami otwierać im bramę w kieszeniach scenicznych, więc obsługa sceny była wściekła. Historia skończyła się tak, że do tej pory przyjaźnię się z tym zespołem a wszyscy co roku czekamy na to, co znowu wymyślą. I chociaż co roku jest już łatwiej, to właśnie tego festiwalu, który odbył się w 2017 roku nigdy nie zapomnę, bo było to największe wyzwanie, jakiego podjęłam się w pracy zawodowej.
Co jest Twoją największą inspiracją w życiu?
Nie funkcjonuję bez ludzi – bez rozmów, bez relacji, bez przebywania z nimi, a ludzie mają oczywiście wpływ na mnie. Najważniejsi są ci, na których często nie zwracamy uwagi, a – jak mawiamy często w pałacu – „robią robotę”. To ludzie, którzy – nie wiedząc o tym, składają się na nasze codziennie sukcesy – może to być koleżanka, która widząc, że masz ciężki dzień zaparzy ci kawę albo nauczycielka plastyki, która dawno temu doceniła twoją pracę. Ludzie nie mogą nie inspirować, bo przebywamy z nimi na
co dzień. A poza tym, ja potrzebuję bodźców, więc ludzie są mi niezbędni. Kiedy bodźców mam za dużo, uciekam do ogrodu, gdzie ludzi nie ma, jest za to natura. A natura jest niesamowita, twórcza i czasem dzika, ale w tym wszystkim wbrew pozorom uporządkowana. Fascynujące jest patrzeć na roślinę od posiania nasionka do rozkwitnięcia kolorowego kwiatu, który znowu wytworzy nasiona, żebym mogła je posiać i tak dalej. Cykliczność i wola życia roślin jest niesamowita. Kwiaty tworzą rozety płatków w takich kolorach, których nie da się odtworzyć pędzlem – próbowałam Dlatego tworzę obrazy – kompozycje z moich kwiatów albo suszę je i zamykam w szkle.
Czy sztuka towarzyszy Ci w codziennym życiu poza pracą? Jaki jest Twój sposób na relaks?
W tym momencie to mój ogród kwiatowy, książki i taniec ludowy. Chociaż na to ostatnie mam ostatnio zbyt mało czasu, ale co jakiś czas staram się przypomnieć sobie dlaczego tak bardzo to kocham. Zwyczaje ludowe, pieśni i stroje ściśle łączą się z kulturą, a kultura to sztuka. Oprócz tego realizuję się w swoich szklanych, minimalistycznych projektach – tworzę szklane liście, saksofony czy trąbki albo zamykam ususzone rośliny w szkle. No i pozostaje też układanie kwiatów w kompozycje – kolor, struktura, kształty – to wszystko naprawdę może być sztuką. Na co dzień towarzyszy mi jeszcze jeden rodzaj sztuki – muzyka. Ze względu na pracę i zamiłowania mojego męża, mam okazję uczestniczyć w fantastycznych koncertach muzyki jazzowej i rozrywkowej z najwyższej półki.
Jakie są Twoje mocne strony?
Pomimo tego, że jestem osobą bardzo wrażliwą, podchodzę do życia mocno zadaniowo, więc jeśli jest coś do zrobienia, to po prostu to robię. Ale nie toleruję bylejakości – jeśli mam już coś zrobić, to porządnie i od początku do końca. Będzie to też umiejętność słuchania i rozmowy.
Mówiąc „kultura” myślisz…?
Kultura to wybór. Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach i kraju, w którym możemy kupić każdą książkę, obejrzeć każdy film czy posłuchać koncertu na żywo. Mogę nauczyć się tańczyć hip – hop albo krakowiaka. Mam wybór, a nie każdy ma tyle szczęścia.
Fot. Marek Wesołowski
Fot. Marek Wesołowski
Na czym polega wyjątkowość Twoich zajęć?
Jeśli mówimy o zajęciach w pracowni witrażu, to chyba nie trzeba tego wyjaśniać – możliwość obcowania z tak szlachetnym materiałem jakim jest szkło, w zupełności wystarczy. Niezbędne są jednak również precyzja, trochę dyscypliny oraz kreatywność i powstają naprawdę fantastyczne szklane wytwory. Zajęcia plastyczne z dziećmi to zupełnie inna bajka, tutaj trzeba się już trochę natrudzić. Obcowanie ze sztuką łączyć z rozmowami o szkole i przyjaciołach, pytać w jakiej technice dzieci chciałyby pracować za tydzień i mieszać te techniki. Pokazywać, że internet też może być źródłem inspiracji. Dyscyplina i umiarkowane „kumpelstwo” mogą iść w parze, ale trzeba nad tym panować. Dzięki temu wyobraźnia lepiej pracuje,
bo poruszamy więcej obszarów ze sfery życia prywatnego dzieci niż podczas lekcji plastyki w szkole.
Czy jest jakiś specjalny, wymarzony projekt, który chciałabyś zrealizować w Pałacu?
Nie nazwałabym tego projektem, ale chciałabym mieć w pracowni witrażu piec do wypalania szkła. Na razie realizujemy z uczestnikami zajęć tylko witraże w technice Tiffany’ego, a piec dałby możliwość tworzenia prac w technice fusingu oraz nauki malowania na szkle specjalnymi proszkami do wypalania. Elementy po wypale byłyby montowane w ołowiane profile, więc mogłyby to być witraże z prawdziwego zdarzenia, jakie widujemy w ogromnych katedrach. Jeśli mówimy o dużym projekcie, to zdecydowanie realizuję się podczas organizacji MFF. Oprócz tego, że mogę pracować z wyjątkowymi ludźmi a atmosfera podczas festiwalu jest nie do podrobienia, to podczas każdej z edycji nabieram coraz więcej doświadczenia, a nie ma co ukrywać – jest to organizacyjna kobyła.
Co możesz powiedzieć na temat swojej pracy konkursowej? Jak ją interpretować?
Chyba wszyscy spodziewali się, że do konkursu złożę pracę szklaną i po części tak właśnie zrobiłam. Na początku stworzyłam mozaikę szklaną na pionowym kawałku lustra, która od razu skojarzyła mi się z plakatem. Podczas studiów pierwszą specjalnością, jaką wybrałam była grafika, potem rysunek, a dopiero pod koniec studiów witraż. Kreska, jaką rysowałam wtedy plakaty na zajęciach z grafiki projektowej była mocna, gruba, zdecydowana – zupełnie jak fuga w mojej mozaice. Dlaczego więc nie przerobić mozaiki na grafikę? Usunęłam więc w programie graficznym kilka elementów, inne dodałam i, jak to w plakacie, dołożyłam czarny, mocny kontur i wyraźne kolory tła, które nawiązują do identyfikacji graficznej pałacu oraz do kolorystyki szkieł, których użyłam. Inspiracją byli dla mnie twórcy Polskiej Szkoły Plakatu, a szczególnie Jan Młodożeniec, który w swoich pracach używał właśnie takiego konturu
i mocnych kolorów. Nawiązanie do hasła „kulturze i sztuce” jest tu chyba oczywiste.
Dziękuję. Przed Tobą nowe wyzwania, z ciekawością czekam na efekty!
Agnieszka Czarnik