Kompozytorzy poznali się w czasie, gdy młody Górecki studiował jeszcze w katowickiej PWSM— Michał Spisak odwiedził mury swojej Alma Mater po „Warszawskiej Jesieni” w 1958 roku, na której Henryk Mikołaj Górecki odniósł swój pierwszy sukces, wykonując „Epitafium”— utwór skomponowany na chór mieszany i zespół instrumentalny do słów Juliana Tuwima . Początkowo ich znajomość nie była zbyt zażyła, ale już kilka lat później…
Spisak wspominał o młodszym koledze w liście do Adama Mitschy, w którym wyraził się o nim z aprobatą i nadzieją, że młody ambitny twórca zapisze się na kartach światowej muzyki. Pisał:
„Przychodzi do mnie czasami Górecki i mile sobie gwarzymy. Jeszcze go bardzo dobrze nie poznałem, ale to jest pewne, że ma on jakąś swoistą , odrębną inteligencję. Jest prosty i bezpośredni – oby to trwało, a muzycznie jest zdrowy i wydaje mi się, że nie pójdzie na łatwe sukcesy”.
Henryk Mikołaj Górecki urodził się 1933 roku. W 1960 ukończył katowicką Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną, a rok później wyjechał do Paryża, aby kontynuować naukę kompozycji. Co ciekawe, Górecki nigdy nie zdecydował się, aby pobierać nauki u Nadii Boulanger, która uchodziła za niekwestionowany autorytet w tej dziedzinie, nawet mimo tego, że wystosowano list polecający go słynnej pedagog. Górecki uważał, że „porażała wiedzą i umiejętnościami” a „jednak człowiek wymaga pewnej otuchy”. W wywiadzie dla Agnieszki Malatyńskiej- Stankiewicz w 2004 roku powiedział:
„(…) to za mądra baba dla mnie. To był postrach (…) Bo jak na ucznia wyleje kubeł zimnej wody, to można go upupić i koniec. Facet tak się przerazi, że palnie sobie w łeb”.
W obliczu takiej wypowiedzi, ukazującej go jako outsidera w gombrowiczowskim stylu, trudno nie zgodzić się z opinią Spisaka. Ich relacje zacieśniły się w 1963 roku, kiedy Górecki po raz drugi, wraz z żoną Jadwigą, udał się na stypendium do Francji. Kolejne trzy miesiące spędzili pod jednym dachem ze Spisakami, a konkretniej „na górce”— w wolnej kanciapie na strychu paryskiego domu Andree i Michała Spisaków.
„— Małe, ale w miarę wygodne — powiedział gospodarz, pokazując im nowe paryskie lokum. — Tylko nie mówcie nikomu, że Was tu przyjąłem!
—Dlaczego?
— Bo wszyscy zaraz będą chcieli tu mieszkać! Ty wiesz, ilu Polaków przyjeżdża do Nadii?”
W trakcie pobytu we Francji latem 1963 roku mieli wiele okazji, aby zgłębiać wspólnie tematy swoich artystycznych ścieżek. Jadwiga Górecka wspominała, że kompozytorzy zamykali się w pokoju i oddawali się dyskusjom o muzyce, podczas gdy ona wraz z Andrzejką stała przy desce do prasowania i w skupieniu próbowała zrozumieć, co mówi do niej Francuzka, która cały czas trzymała w ustach papierosa.
Dyskutowali także z Nadią, dla której Spisak był „artystą doskonałym, kompletnym” ze względu na to, że w jego muzyce „nie ma żadnych osobliwości, żadnych poszukiwań oryginalności”. Ze wspomnień Góreckiego wiemy, że nie był w stanie pojąć tego sądu— nie mógł zrozumieć, jak można nie poszukiwać niczego nowego w muzyce.
Choć muzyków dzielił rodzaj tworzonej muzyki i styl kompozycji, to łączyła ich przyjaźń, którą Profesor Leon Markiewicz określił jako „wyjątkową wieź ideowo- emocjonalną”. Szkoda jedynie, że ta relacja nie miała szansy rozkwitnąć, bo już w tym czasie Spisak, mimo młodego wieku, był u schyłku swego życia— odszedł niespełna półtora roku później.
Kompozycje Henryka Mikołaja Góreckiego usłyszymy podczas wieczoru muzyczno-literackiego pt. „Kochani Moi!” a także podczas koncerty finałowego, zaplanowanego na 23 września. O wątkach przyjaźni z Góreckimi opowie wystawa, która będzie dostępna dla zwiedzających od 9 września.
Autor: Agnieszka Czarnik