NUDA

O czym pisać w czasie marnym? Ulice wyludniają się, wymiatane przez apokaliptyczne ulewy. Trawniki zakwitają butelkami i nieotwartymi prezentami, wybebeszone truchła telewizorów, lodówek i kanap straszą na opustoszałych podwórkach. Napisy w windach i na murach osiągają niezaznany wcześniej poziom schematyzmu. Wszędzie pęcznieją lustrzane molochy, galerie handlowe, ultranowoczesne dworce, aseptyczne biurowce. Ostatni romantyczny kochanek zdjął prochowiec i ogarnąwszy zarost, wykupił stałe konto na showupie. więcej

IN BRESLAU

Nawet giganci i przodownicy, wyrabiający 360 procent dziennej normy muszą czasami odpoczywać, dlatego pojechałem w zeszłym tygodniu do Europejskiej Stolicy Kultury, aby podreperować szargane codziennymi zmaganiami nerwy i odbudować  energetyczne czakramy.  Jako środek transportu wybrałem PKP, co pod względem logistycznym przypominało ideę pewnego szaleńca, aby przeprawić się przez Ocean Spokojny za pomocą garnka i chochli. więcej

Poradnik kulturalnego mężczyzny: randka pod chmurką

Wakacje przed nami, a wraz z nim pora wrzenia, hormonalnego rozpasania i powszechnej hucpy. Wielu z was już hoduje drwaloseksualne brody i pracuje nad opalenizną podczas niedzielnego grilka na garażach. więcej

LĘK I ODRAZA W SŁAWKOWIE*

Miałem zamiar napisać o Dniach Sławkowa… Pojechałem do tego czarownego miasta, aby na własne oczy przekonać się, czego oni nie mają, a co my mamy, co oni mają, a czego nam brak. Chciałem swoje marketingowe zmysły wyostrzyć do maksimum, tropić bezwzględnie gafy, niedociągnięcia i wady. Miałem zamiar z uwagą entomologa zgłębić kulisy lokalnego święta, aby później napiętnować na wasz użytek wszechobecną tam amatorszczyznę. Niestety z planów tych nic nie wyszło, bo na rzeczoną imprezę nie dotarłem, niczym Hunter S. Thomson na słynny wyścig motocyklowy. Może nie zabłądziłem aż do Las Vegas, lecz efemeryczna gra świateł połączona z amorficzną fazą stała się też moim udziałem. Wpadłem do jednego ze sławkowskich ogródków jak Alicja do króliczej nory. więcej

Doktor Who?

Już trzeci miesiąc każdego ranka wypijam pierwszą kawę w monumentalnym budynku z widokiem na przystanek autobusowy, gdzie  gromada sennych skazańców wyczekuje na codzienny transport do świątyń nauki i kapitału. Podpatruję zapobiegliwe gesty rozdawców gazet i ulotek, z uwagą śledzę  poranne kołowanie okolicznych meneli dokonujących cierpliwej wiwisekcji koszy na śmieci oraz  gołębi defekujących radośnie na dachy samochodów i marynarki biznesmanów. więcej